świetny klimat, ale jakość kuleje. w najbardziej upalne dni ochota na zwiedzanie miasta jest niższa niż powojenny kurs jena, ale od czego są zacienione krużganki poznańskich kamienic. wielu pomyślało chyba podobnie, ale udało nam się dorwać zacieniony stolik na zewnątrz. pan kelner szybko przyniósł menu i gratisowe nachos (trochę mała miseczka jak na 3 osoby), za to na złożenie zamówienia musieliśmy już trochę poczekać. ensalada con camarones (18,90) duża, ale zdecydowanie za mało krewetek; pollo al gratin (19,90) to chyba najlepsze danie, jakie podano, spora, sycąca porcja, wyraziste sosy; do lomo desperado (20,90) były odsmażane ziemniaki, poza tym, smakowało zainteresowanemu. zamówienie niestety spływało na stolik dość nierówno, jedno danie już było, czekaliśmy na dwa kolejne, to samo z napojami. niefajna była też zastawa, co prawda oryginalna (kształty, kolory, cała tęcza!), ale za to poobijana i chybotliwa, co utrudniało jedzenie. ciekawym zwyczajem jest zamawianie margerity grande (25 zł) - dostajesz zdjęcie-dyplom na wynos, a do tego możesz podwiesić takie samo pod sufitem restauracji. ogółem: trzy osoby najadły się, napiły i spędziły w miarę miło czas w kolorowym zakamarku za niecałe 100 zł. odwiedzać inne lokale tej sieci? czemu nie, ale jakość do poprawy od zaraz, jest potencjał do pozytywnych zmian.