a można było wybrać bar mleczny.... obiad w tej restauracji można przyrównać do marnego filmu z dobrym zwiastunem.
przez "dobry zwiastun" mam na myśli panujący w restauracji tłok (który, jestem pewna, stworzyli turyści, nie stali bywalcy) - na stolik trzeba było poczekać, ale pomyśleliśmy "może warto"...
co prawda czekać trzeba było na wszystko, ale bez żalu do obsługi sali. kelnerka była wyjątkowo uprzejma i na miarę swoich możliwości pojawiała się na czas, żeby sprzątnąć ze stołu, lub zapytać o spożywany posiłek.
zamówione przez nas dania zostały podane w ładny, zachęcający sposób.. niestety, na tym dobre wrażenie się kończy. zawiodło to, co najważniejsze - smak!
ostra zupa rybna - zaledwie poprawna - bo nadal naiwnie w zupie rybnej oczekuję znaleźć chociaż kawałek tego czarownego pływającego stworzenia.
dorsz smażony (wedle kelnerki smażony jedynie w mace) pokryty był taką ilością niedosmażonej, panierki, że z pewnością starczyłoby jej na całą ławicę.
dorsz z porami i pomidorami - smażony j.w., a por zblanszowany i całkiem bez smaku. i znów wyobraźnia zaprowadziła nas za daleko pozwalając wierzyć, że zostanie uduszony na masełku...
słowo "filet" dla tutejszego kucharza też zdaje się nic nie oznaczać... być może uznał, że uduszony pod centymetrową panierką dorsz sam zrzuci ości...
dodatki - hmm... zimny pieczony ziemniak traci urok, a surówki podane były w takiej ilości, jakby kucharz próbował zbojkotować ideę jedzenia warzyw... 8 zł - za antywarzywny strajk na talerzu?
oddając sprawiedliwość całkiem smacznym okazał się być tatar z łososia - z drugiej strony chyba trudno byłoby go zepsuć...
reasumując - wszystko wyglądało świetnie i rozczarowywało chwilę później. ceny niewspółmierne do jakości. aż żal, że ominęło się bar mleczny dwie ulice dalej.niepowetowany...