pierwszy i zarazem ostatni raz. jak większość trafiłam do tej restauracji, z ciekawości po "kuchennych rewolucjach". pomimo środku tygodnia, restauracja pełna. kelner szybko podszedł kartami, po czym się oddalił, jednak nie spuszczał z nas wzroku, co bywało krępujące. oboje wybraliśmy, żurek w chlebie; na drugie danie ja wybrałam śledzie smażone, a mój partner dorsza. pierwszy raz w życiu jadłam żurek z... marchewką, nie wiem na czym był gotowany wywar, ale na pewno nie na wędzonce. w żurku znalazła się spora ilość boczku, białej kiełbasy oraz bliżej niezidentyfikowanego tłuszczu. najlepszy z całości był chleb. śledzie dobre, ale mało co można w nich było zepsuć. to samo tyczy się dorsza. jednak bardzo mi się nie podoba polityka restauracji dotycząca gramatury i dodatków. ceny ryb w menu są przedstawione jako ceny za 100g, niestety nikt nie daje mi wyboru ryby, ani przy mnie jej nie waży, niestety, nie mam wagi w oczach i nie wiem, ile faktycznie dostałam na talerzu i czy stan wagowy na rachunku zgadza się ze stanem faktyczny, oraz czy przypadkiem nie doliczyli sobie więcej. za dodatki do każdego dania płaci się średnio 6 zł, co przy zamówieniu np. ziemniaków i surówki podraża posiłek o 12 zł (przy dwóch osobach o 24 zł, w innym lokalu miałabym za to pełne drugie danie). trochę sporo, może nawet byłoby to do zaakceptowania, gdyby nie to, że dodatki w przypadku mojego partnera (ja nie zamawiałam) były niejadalne. zamówione frytki były surowe, a surówki nie pierwszej świeżości. brudne naczynia znikły błyskawicznie, niestety kelner nie zaproponował deseru, czy chociaż herbaty, za to krążył wokół nas, jakby chciał zasygnalizować "płaćcie i wypad, na wasze miejsca czekają inni frajerzy". więc zapłaciliśmy i zgodnie stwierdziliśmy, że to najgorsza wizyta w restauracji podczas naszej tegorocznego wypadu do trójmiasta.