taj india


İçinde "po" olan yorumlar
4
3.6
meryre
2
2 yıl önce
nowe miasto
rozczarowanie.na przystawkę zamówiliśmy samosa oraz chicken samosa, nadzienie było nijakie w smaku, jedyne co się broniło to sosy jakie do nich podano.jako danie główne wybraliśmy kawałki kurczaka z warzywami w sosie kremowo-orzechowym oraz jagnięcinę,  po obu daniach dało się wyczuć, że są odgrzewane i co najmniej wczorajsze. niestety wizyta w tej restauracji zakończyła się ostrym bólem brzucha u obu osób. porównując to miejsce z innymi serwującymi kuchnię hinduską, to wypada ono niestety blado. nie polecam!
0
medialny
4
2 yıl önce
nowe miasto
dobra indyjska kuchnia. do tej restauracji trafiliśmy przypadkiem, chociaż wcześniej słyszałem już o niej pozytywne opinie. spędziliśmy całą rodziną parę godzin w termach maltańskich, apowyjściu poczuliśmy tradycyjny "pobasenowy głód". rzut oka na wyszukiwarkę knajp w okolicy i już maszerowaliśmy na drugą stronę jeziora maltańskiego do taj india.
wnętrze dość sympatyczne, przyjazne dla rodzin, jest kącik dla dzieci i huśtawka. pani kelnerka wesoła, miła i kompetentna, świetnie umiała pokierować naszym zamówieniem.
na przystawkę zamówiliśmy samosa i chicken samosa - pierożki z nadzieniem warzywnym. do tego dostaliśmy tradycyjne indyjskie sosy ale... było ich mało, trzeba je było "wyskrobywać" z miseczek i nie były tak aromatyczne i smaczne jak w innych indyjskich restauracjach, które mieliśmy okazję odwiedzać... pierożki za to świetne.

danie główne dla naszej trójki to kurczak na 3 różne sposoby: w sosie pomidorowym, smażony z czosnkiem i imbirem oraz w sosie serowym. wszystkie trzy dania (a raczej sosy) miały bardzo oryginalny smak, dobrze przyrządzone i podane. wino indyjskie niezbyt w naszym guście, ale miało interesujący, ostry smak - mocno wytrawne, oryginalne.

reasumując - byliśmy zadowoleni. rachunek dla trzech osób, bez szczególnego patrzenia na ceny dań - 200 złotych, czyli dość drogo, ale raz na jakiś czas warto poczuć ekskluzywne indyjskie smaki :).
0
damiandoch
3
2 yıl önce
nowe miasto
raz wystarczy. w pięknym mieście jakim niewątpliwie jest poznań bywam niestety stosunkowo rzadko, a szkoda - bo można tu znaleźć pewnie wiele miejsc, gdzie dobrze dają zjeść.
jednym z nichpoprzeczytaniu kilku recenzji i usłyszeniu kilku dobrych słów miało być taj india. dla osoby spoza poznania dotarcie tutaj to nie lada wyczyn. gdy już dotrzemy na maltę , czeka nas dość długi spacer.podrodze żadnej reklamy, żadnego afiszu, nic. gps pokazuje swoje, ulica wiankowa nieco zawiła,podrodze mijamy malta ski, jakieś inne restauracje w pawilonie i gdy już mamy nadzieję, że kolejną będzie taj india, okazuję się, iż to jeszcze nie tu…poprzejściu kilku kilometrów i przedostaniu się na drugi brzeg malty, wreszcie udaje się nam dostać do miejsca, do którego chcieliśmy trafić.
wnętrze nie zachwyca. coś pomiędzy barem, salą ślubną z lat dziewięćdziesiątych, a hotelową restauracją skromnej kategorii. hinduski klimat gdzieś tam unosi się w powietrzu, ale raczej jest to powiew kiczu niż dobrego smaku. dobre smaki jednak chcę zawsze odkrywać na talerzu, zatem cała otaczająca mnie kompozycja pseudo indii jest kwestią drugorzędną.
przywitała nas miła pani w średnim wieku i od razu poleciła nowość restauracji. byłem i zazwyczaj w takim miejscu zawsze jestem nastawiony na danie z jagnięciną, dlatego też i tym razem chciałem spróbować jak to robią w poznaniu. za namową pani kelnerki zamówiłem nowość - pikantną jagnięcinę… z kawałkami indyka (?) pierwszy raz spotkałem się z takim zestawem, ale w sumie tym bardziej byłem ciekaw, co to będzie. na przystawkę poleciały krewetki zapiekane w mące z soczewicy na ostro. były dobrze doprawione, lecz jak na mój gust zdecydowanie za małe. rozumiem – oszczędności. danie główne dla mnie i dla moich towarzyszy wjechało na stół bardzo szybko. tradycyjnie już jako dodatek każdy z nas zamówił chleb naan w różnych odmianach. zamówiliśmy naan pomimo, że prawdopodobnie do każdego dania w tym lokalu dodawany jest ryż basmati. jak się okazało – to był dobry wybór.

może zacznę od samego ryżu. niedobry,poprostu niesmaczny, zwietrzały ? zdanie to podzieliły dodatkowo cztery osoby, zatem coś z nim naprawdę było/jest nie tak. naan także jadałem już znacznie lepszy. co do samego dania głównego, także mam pewne drobne wątpliwości, ponieważ danie to było świetnie doprawione, sos miał idealną konsystencję, natomiast co do samego mięsa mam pewne zarzuty. jeden kawałek rozpływał się w ustach, gdy kolejny to żylasty, twardy kawałek gumy, który nijak ma się do smaku pysznej, soczystej jagnięciny. białego, miękkiego mięsa indyka nie doszukałem się na talerzu, no chyba, że były to dziwnie wyglądające wiórki, które pływały w sosie. jeśli to był indyk – to ok, zastanawiam się tylko – czy ktoś to mięso mielił czy jak? w konsekwencji w połowie byłem zadowolony i z wyboru dania jak i ogólnie z obiadu. tak samo jak osoby towarzyszące, nie dam się już jednak namówić na żadne eksperymenty z dwoma gatunkami mięsa w jednym daniu, ani nie dam się już namówić na tak długi spacer wokół malty. innymi słowy – przy mojej kolejnej delegacji z pewnością wybiorę inne miejsce, gdyż to nie ma w sobie nic, co mogłoby przyciągnąć osobę z innego miasta, która do wyboru ma jakąś setkę świetnych miejsc w samym centrum miasta. dla miejscowych lokal na piwopospacerze lub na lunch jest w sam raz. oczywiście pod warunkiem, że wiecie co zamawiacie.
ceny jak i menu (o dziwo tego specyfiku, który jadłem już tam nie ma) można sprawdzić na ich stronie internetowej.
0
alickowa
3
2 yıl önce
nowe miasto
smaczne jedzenie i przesympatyczna obsługa. spacerującpopięknych okolicach malty można okrutnie zgłodnieć. jako, że wcześniej już słyszałam o tej restauracji chętnie poszliśmy zasmakować orientu.
ze znalezieniem stolika nie było żadnych problemów, ale też nie można powiedzieć, że było pusto. obsługiwała nas bardzo sympatyczna kelnerka, która świetnie nam doradziła. jedzenie było smaczne, zróżnicowane i na pewno warte spróbowania. zamówiliśmy parę dań tak żeby jak najwięcej skosztować. nie było do czego się przyczepić. szczerze mówiąc nie znam się na indyjskiej kuchni dlatego trudno mi ocenić czy wszystko było poprawnie przyrządzone. wiem, że na pewno wrócę żeby skosztować jeszcze tych unikalnych dań.
wystrój jest czysty, schludny i ma wiele wspólnego z orientalnymi klimatami jednak spodziewałam się czegoś więcej.
ceny są przeciętne. byliśmy w cztery osoby, każde z nas zamówiło przystawkę i danie główne oraz coś do picia. zapłaciliśmy około 180 zł.
0
felixo
4
2 yıl önce
nowe miasto
(prawie) jak w indiach.popierwszym skosztowaniu "kurczaka w curry" zachwyt. pełny bogaty smak wywaru mięsno-warzywnego do bazy sosu. i wcale bez dominującego zbytnio curry. nieco przesolone, ale pomińmy.

przystawki "samosy warzywne" - lekko pikantna masa z ziemniaków, groszku i innych warzyw w cieście. smaczne, ale nie zawsze przygotowywane na bieżąco.

kotleciki warzywne - z zielonych warzyw. smaczniejsze od samosów. ale także odleżałe i odgrzewane.

kurczak smażony z cebulą, papryką i pomidorami. podany na skwierczącej patelni. przypominał mi kuchnię chińską, a nie indyjską. smak był, ale bez ekscytacji.

miałem okazję przebywać w indiach, więc mogę pokusić się o porównanie. taj india serwuje prawdziwe hinduskie potrawy z trzema zastrzeżeniami:

+ dają więcej mięsa.
w indiach kurczaki są mizerniutkie, krowy święte, a ludzi dużo. więc tamtejsze dania mięsne przypominają często zupę z małymi dodatkami mięsiwa. w taj india nie oszczędzają.

+- dodatkiem do niektórych dań są surówki z kapusty.
to co prawda nie jest zgodne z oryginałem, ale to akurat mi odpowiada, bo pozwala ożywić niektóre mdłe przystawki.

- potrawy nie są tak świeże.
sporo z nich jest odgrzewane (samosy, kotleciki warzywne). co nie dziwi - sprawdza się prawo, że za dużo pozycji w karcie źle działa na jakość dań.

wychodząc z restauracji zauważyłem na zapleczu hindusów. to utwierdza mnie w przekonaniu, że jeszcze tu wrócę.
0
kamil
5
7 yıl önce
nowe miasto
udaliśmy się w to miejsce z żonąpowizycie w termach maltańskich - szczerze mówiąc zupełnie przypadkiem, ponieważ nie planowaliśmy jeść w poznaniu. restauracja była blisko, oboje lubimy kuchnię z tego regionu - więc czemu by nie. co od razu sprawiło problemy to parkowanie - nie ma prawie możliwości zostawić samochód w okolicy za darmo.pokilku minutach kręcenia się jednak udało się rozwiązać ten problem. wchodzimy do restauracji - wszystkie stoliki zajęte, jednak kelnerka znalazła nam mimo wszystko jakieś miejsce z tyłu, choć tutaj znowu kolejny mankament - krzesło było rozwalone (o czym na szczęście zostałem uprzedzony). wystrój przyjemny, aczkolwiek głównie przy wejściu - później jakoś tak słabo.. menu - obszerne, jak to w większości restauracji hinduskich. samosy były w porządku, zupa pomidorowa przyprawiona mocniej wedłuż życzenia również była ciekawa. jagnięcina i kurczak też bez zarzutu. tak więc pomijając dotarcie na miejsce i parking - byłem bardzo zadowolony.
0
piotr
3
8 yıl önce
nowe miasto
jedzenie bardzo słabe, byliśmy tam trzykrotnie w różnych latach żeby sprawdzic czy nas języki nie myląpoprzeczytaniu jakże zachęcających recenzji. jedne przeslone, inne przypalone, kolejne mdłe lub bez smaku. dalekie do jakości w innej resturacji indyjskiej na głogowskiej, od tego co można dostać w warszawie odległe międzykontynentalnie, a od tego co podają na świecie międzygalaktycznie. fakt, mieszkaliśmy 9 lat w szanghaju gdzie światowej autentycznej kuchni w bród, ale ciasnota smaków w pseudoindyjskiej nad maltą męczy, a w zestawieniu z recenzjami poraża. kto je pisze?
na koniec dodam że mimo mizeroty pójdę tam jeszcze bo nie mannad maltą dużego wyboru jak się jest tam na spacerze, ale z domu bym tam nie pojechał za dopłatą. jest tyle lepszych miejsc.
0
doris88
3
8 yıl önce
nowe miasto
jako fanka kuchni indyjskiej musiałam się wybrać do jak niesie wieść najlepszej indyjskiej restauracji w poznaniu. niestety nie wszystko było tak jak powinno być w najlepszej restauracji i nie wszystko przypadło mi do gustu.
  wystrój: bogaty i orientalny jak najbardziej w klimacie miejsca, huśtawka przy jednym ze stolików jest intrygująca :) lokal ma dużą powierzchnię ale pomieszczenie jest długie i wąskie (litera c) co daje wrażenie ciasnoty. stoliki są blisko siebie (po za paroma miejscami które faktycznie są trochę bardziej intymne) , i przy trochę większym obłożeniu rozmowy innych gości wyraźnie wdzierają się w naszą przestrzeń, panuję gwar. mało klimatyczne.
  obsługa: kelnerka popełniła faux pas kładąc kartę dań prosto na talerz a nie podając ją do rąk (przecież będę jadła na tym talerzu fuj!!)poza tym wszystko ok.
  jedzenie: pyszne i aromatyczne jak to w kuchni indyjskiej. smaki absolutnie bez zastrzeżeń. rzeczy które wypadły słabo to: mango lassi (przepyszne ale podane w temp. pokojowej a nie lekko schłodzone) , brak w menu chlebka keema naan którypoprostu ubóstwiam oraz brak możliwości wyboru z czym chcemy zjeść zamówioną potrawę jest tylko ryż ja wolę z pieczywem i muszę je dodatkowo dokupić bo nie ma możliwości zamiany- irytujące.
  ceny: moim zadanie za nie codzienne smaki można płacić więcej dlatego ceny mimo iż do najniższych nie należą mi absolutnie nie przeszkadzają.
  podsumowując: taj india nie oczarowała mnie. dobre jedzenie to nie wszystko brakuję tam atmosfery zachęcającej  aby posiedzieć dłużej, zrelaksować się i miło spędzić czas z bliską osobą przy tym pysznym jedzeniu. dla mnie poszukiwania indyjskiej restauracji najlepszej w poznaniu ciągle trwają.
0
kapitan
5
9 yıl önce
nowe miasto
przyłączam się do generalnych pochwał na cześć tej restauracji. 
nie tylko świetne jedzenie (zwłaszcza zupy!), ale przede wszystkim rewelacyjna obsługa kelnerska, jaką ze świecą szukać w innych knajpach na tym pułapie cenowym. 
czas oczekiwania na potrawy w normie, nigdy przesadnie za wcześnie, nigdy za późno, dania podawane według wszelkich reguł serwowania potraw. 
chyba jedynym minusem jest trudność zaparkowania auta w okolicy oraz tandetny wystrój wnętrz, alepozamówieniu butelki wina odbiór zmienia się radykalnie :)
0
dagmara
3
9 yıl önce
nowe miasto
przyjemnie i smacznie, ale.... dziś z moim ukochanym (danielem) postanowiliśmy odrobinę odetchnąć od garów i odwiedziliśmy znaną w poznaniu restaurację z kuchnią indyjską- taj india. restauracja znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie jeziora malta, na ulicy wiankowej 3.

gdy dojechaliśmy na miejsce, zauważyliśmy tłum ludzi. okazało się, że akurat dzisiaj nad maltą odbywa się bieg z przeszkodami "men expert survival race". pogoda nam dopisywała, więc zaliczyliśmy krótki spacer brzegiem jeziora.

w restauracji wszystkie stoły były zajęte, głównie przez rodziny z dziećmi. obawialiśmy się, że nie mamy szans na stolik, jednakponiespełna 15 minutach kelnerka zaprosiła nas na salę.

wystrój
wystrój restauracji był mniej więcej taki jak oczekiwałam - zastaliśmy tu wiele hinduskich dodatków, rzeźbione meble z ciemnego drewna, kolorowe poduszki, a na ścianach wiszą pozłacane obrazy. zabrakło mi jednak intymności, która kojarzy mi się z takimi miejscami. ludzie praktycznie zaglądają sobie w talerze, a zgiełk jest taki jak na stołówce. nie zraziło nas to jednak - w końcu była niedziela popołudniu, a za oknem piękna pogoda, więc mogłam się tego spodziewać. wiele do życzenia pozostawia druga sala, znajdująca się na końcu restauracji. podłoga wyściełana jest czerwoną wykładziną, a na oknach wiszą firanki i zasłonki niewiele mające wspólnego z indiami. w skali od 1 do 10, zgodnie oceniamy to wnętrze na 4 punkty.

jedzenie
na przystawkę obowiązkowo zamówiliśmy samosy - trójkątne pierożki smażone w głębokim oleju, przeważnie z nadzieniem warzywnym. są pyszne i warte swojej ceny - niezbyt tłuste, bardzo duże i wypełnione nadzieniemposame brzegi. pierożki podawane są z trzema sosami: miętowym (delikatny, z lekko wyczuwalną miętą), słodko-kwaśnym (moim zdaniem najsmaczniejszy. czuć, że jest własnej roboty) i pikantnym (jest tak ostry, że nie byliśmy w stanie go zjeść! tylko dla odważnych ;)). w skali od 1 do 10, pierożki oceniamy na 10 punktów
następnie zamówiliśmy zupy. ja wybrałam zupę mulligatwany, czyli krem z kurczęciapohindusku. bardzo smaczna, subtelna, kremowa, z kawałkami kurczaka. jest również bardzo sycąca.tę zupę oceniamy na 9 punktów.
daniel zamówił zupę madras rasam, czyli pikantną indyjską zupę z soczewicy. jest smaczna, jednak jadaliśmy pikantniejsze dania (chociażby ten sos do pierożków :). zupę zgodnie oceniamy na 8 punktów.
przyszedł czas na drugie dania. ja zamówiłam butter chicken, czyli inaczej kurczaka maślanego. jest to mięso kurczaka duszone w sosie pomidorowo- jogurtowym. jedna ze sztandarowych potraw kuchni indyjskiej. niestety byłam bardzo rozczarowana :( sos do złudzenia przypomina pomidorowy sos do sardynek z puszki. jogurtu nie czuć wcale, a przyprawy zostały przytłoczone smakiem sosu. butter chicken z przykrością oceniamy na 3 punkty.
daniel zamówił mutton biryani, czyli ryż basmati podawany z jagnięciną, pieczarkami i groszkiem. potrawa była bardzo dobrze doprawiona i wyrazista. smakowała dokładnie tak, jak się spodziewaliśmy. bardzo sycąca potrawa, którapoprzystawce i zupie spokojnie wystarczy dla dwóch osób. jagnięcinę z ryżem oceniamy na 8 punktów.

ceny
za zamówione potrawy zapłaciliśmy kolejno:
pierożki samosa: 11 zł
zupa mulligatwany: 9 zł
zupa madras rasam: 9 zł
butter chicken z ryżem: 29 zł
mutton biryani: 32 zł

razem za obiad dla dwóch osób zapłaciliśmy 90 zł (bez napojów)
stosunek ceny do serwowanych dań oceniamy na 8 punktów.

obsługa
zaczęło się bardzo dobrze: kelnerka posadziła nas przy stole, natychmiast dostaliśmy karty, a chwilę później zjawiła się druga kelnerka, aby przyjąć zamówienie. przystawkę dostaliśmy jużpo10 minutach, kolejne potrawy pojawiły się na stole również bardzo szybko. kelnerka często podchodziła z pytaniem, czy wszystko w porządku, czy wszystko nam smakuje. obiad przebiegał sprawnie, aż do momentu... zjedliśmy ostatnią potrawę,poczym czekaliśmy, czekaliśmy, czekaliśmy... chciałabym również wspomnieć, że na samym początku zamówiliśmy mango lassi, na które mieliśmy bardzo ochotę, jednak nie było nam dane go spróbować. nie prosiliśmy o nie w trakcie jedzenia, bo uznaliśmy, że podają je jako deser na sam koniec. próbowaliśmy kogoś zaczepić, jednak wszyscy kelnerzy nagle zaczęli nas unikać wzrokiem, apoobsługującej nas kelnerce nie było ani śladu.poprawie pół godziny czekania nad brudnymi talerzami i bez picia, udało nam się przykuć uwagę jednej z kelnerek. poprosiliśmy rachunek i ku jej rozczarowaniu, nie mieliśmy już ochoty na mango lassi. chcieliśmy jak najszybciej wyjść. obsługę niestety musimy ocenić na 3 punkty.

podsumowanie
gdyby nie dziwne zachowanie kelnerów pod koniec naszej wizyty w taj india, prawdopodobnie wyszłabym zadowolona. pomimo tego, że mój kurczak butter chicken nie był zbyt smaczny, najadłam się pozostałymi potrawami. daniel ze swoich dań był bardzo zadowolony, ale obsługa również wyprowadziła go z równowagi. być może jeszcze tam wrócimy, ale nie zaliczamy tej restauracji do jednej z naszych ulubionych.
wystrój - 4 punkty
jedzenie - 7,5 punktów
cena - 8 punktów
obsługa - 3 punkty
całokształt oceniamy na 5,6 punktów w skali od 1 do 10.
0
jednopalnikowa
5
9 yıl önce
nowe miasto
najlepsza restauracja indyjska, w jakiej w życiu byłam!. wspaniałe, aromatyczne, obłędne jedzenie i przemiła, niesamowicie profesjonalna obsługa. nie jest to bardzo tanie miejsce, ale zdecydowanie koszt jedzenia jest adekwatny do wielkości porcji oraz ich jakości (ceny drugich dań wahają się między 30, a 50 zł). to jedna z tych restauracji, która zabiera nas do kulinarnego nieba i... szybko uzależnia. byłam w niej tylko raz (pierwszy, ale na pewno nie ostatni!) i zamówiłam na przystawkę indyjskie chleby: bhaturę i naan (jedna porcjapo6 zł), a na drugie .jagnięcinę w sosie jogurtowo-szafranowym (34 zł). absolutnie wszystko było przepyszne, a moje serce podbił niesamowity sos miętowy. poza tym taj-india jest pięknie położona i ma bardzo przyjemny wystrój. a przede wszystkim już kilometr od wejścia unosi się w powietrzu ten niesamowity, zniewalający zapach przypraw i doskonałego jedzenia! gorąco polecam ;).
0
michalmov1
2
10 yıl önce
nowe miasto
niemiłe zaskoczenie. do taj india zabrałem moją dziewczynę na walentynki. już od wejścia nie popisali się, bo okazało się, że nie mają mojej rezerwacji, którą robiłem miesiąc wcześniej! kelnerka powiedziała, że mają za to wolny stolik i tak usadzeni zostaliśmy vis-a-vis drzwi, czując na plecach powiew z każdego ich otwierania, co paradoksalnie mogę zaliczyć jako plus, bo w dalszej części lokalu było gorąco i czuć było zapachy z kuchni (problemy z wentylacją?). jako przystawkę zamówiliśmy domowy ser z imbirem i czosnkiem, który był wysuszony na wiór, a gdzieniegdzie nawet poprzypalany. poprosiliśmy kelnerkę o jakiś sos, mówiąc, że jedzenie jest bardzo wysuszone i wtedy pani przypomniało się, że przecież miała dać nam sosy... sosy już ktoś wcześniej opisywał, więc nie będę się rozwodził. jako danie główne zamówiłem krewetki, a moja dziewczyna kurczaka, jedno i drugie miało mało wyrazisty smak, jak gdyby niedoprawione, miało być podane w szpinaku, a było podane w dziwnej papce bez smaku. ryż był w porządku, ale całość i tak smakowała jak jedzenie w barze mlecznym.
obsługa zabiegana, na przyjęcie zamówieniapopodaniu menu czekaliśmy 30 minut, rozumiem, że lokal był pełen ludzi, no ale to chyba nie pierwszy taki dzień w historii tej restauracji?
wystrój dość ciekawy, choć nierównomierny. w części frontowej dość ładny, ale bez szału, w środku rewelacyjny (piękna huśtawka), a na końcu restauracji znów wyglądał jak 100-letni zaniedbany obiekt.
ceny - nie ma co ukrywać, bardzo drogo, stąd jeszcze większe moje rozgoryczenie. nie chciało mi się komentować kelnerce faktu, że za dzbanek wody skasowali nas 20 zł, bo pomyślałem sobie, że nie będę się już kłócił o głupie 10 zł, które mógłbym dać jako napiwek. samego napiwku w efekcie nie dałem, raz, ze względu na cenę wody, a dwa, że nie było za co.
jednym zdaniem - niemiłe zaskoczenie, zażenowanie i na pewno jest to miejsce, które będę obchodził szerokim łukiem i z politowaniem patrzył na pchających się do środka gości.
0
magdalena0603
4
10 yıl önce
nowe miasto
genialnie!. wczorajsze urodziny mojego małżonka postanowiliśmy spędzić w taj india. mimo, że restauracja funkcjonuje w poznaniu od 18 lat, nigdy nie miałam przyjemności tam zawitać.
czwartek, ok. 17.30, wchodzimy. zajęte kilka stolików, przy progu wita nas pani kelnerka, wskazując stolik. siadamy, bierzemy do ręki menu i...wow....kosmos. tylu pozycji w karcie nie widziałam chyba nigdy.
zamówiliśmy, ja chicken vindaloo - bardzo ostre kawałki kurczaka w sosie, mąż pokusił się o smażony ser, w sosie z ziemniaków, orzechów i czymś innym. dodatkowo zamówiliśmy chlebki garlic naan, czosnkowe placki.
pieczywo zjawiło się wraz z daniami głównymipook.15 minutach.
żeby nie wdawać się w szczegóły i zawiłe opisy smaków - powiem krótko - jedzenie mają rewelacyjne!
to była prawdziwa uczta kulinarna, wszystko dopracowane w najdrobniejszym szczególe, składniki skomponowane w sposób mistrzowski. jedyny minus - ryż basmati, serwowany do każdego dania. absolutnie mi nie smakował.

żeby nie było za słodko, mam się do czego przyczepić. co wzbudziło moje zdziwienie - w taj jedzenie nie jest podawane na podgrzewanych kociołkach lub innych naczyniach ogrzewanych od spodu.
wielokrotnie jadałam w indyjskich restauracjach, nie tylko w polsce i nigdzie nie spotkałam się z jedzeniem dań prosto z naczynia "ze stołu"... przy tak pikantnej, aromatycznej kuchni raczej standardem powinien być podgrzewacz. takie jedzenie się celebruje, delektuje się nim, często biesiadując godzinami...
nasze dania zrobiły się jużpokilku minutach chłodne. nie były niezjadliwe czy zimne, ale jednak wysoka temperatura podkreśla aromaty indyjskich przypraw. duży minus jak dla mnie.
poza tym, wystrój. prl w stylu bolywood. kiczowato, aczkolwiek to ma swój urok. pierwsza sala, ta główna, o wiele przyjemniejsza niż reszta lokalu, taka cieplejsza.
obsługa - wczoraj akurat obsługiwały 2 panie, w podobnym wieku, blondynki. więc moje wrażenie, że "nasza" pani kelnerka (nazwijmy ją niższą:) jest szalenie sympatyczna, uczynna, nawet służyła lekcją obsługi terminalu kart płatniczych :).
miłe wrażenia.
stosunek cen do jakości - ok.
ale, do ilości - już nie.
mam porównanie gramatur w innych lokalach i cen za posiłki. taj india wypada dość drogo.
niemniej jednak, to co najważniejsze, czyli jedzenie, jest fenomenalne. gdyby jeszcze zainwestowali w te rzeczone podgrzewacze ;), byłabym w siódmym niebie.
polecam.
0
kubala82
4
10 yıl önce
nowe miasto
mój poznański faworyt. ewidentnie moja ulubiona restauracja w poznaniu, chociaż, głównie z racji cen, rzadko odwiedzana. można ją polecić za przyjemny obiad z rodziną, ale również na spotkanie z przyjaciółmi czy biznesowy obiad.
dania są potężne i bardzo urozmaicone. trudno w zasadzie napisać cokolwiek o smakach - trzebapoprostu spróbować samemu. na pewno warto zjeść coś niecodziennego i zobaczyć jak smakuje np. owoc na ostro lub mięso smażone w imbirze. połączenia smaków w kuchni tajskiej są niesamowite.
na deser pyszne mango lassi (na pewno nie rozwodnione, jak wspomniał ktoś poniżej).
później niestety przychodzi zapłacić rachunek i tu już trochę boli, bo obiad dla dwojga zamyka się zwykle kwotą 3 cyfrową. niemniej warto od czasu do czasu sobie pofolgować.
0
pillage
3
10 yıl önce
nowe miasto
warto, ale tylko dla widoku. na przystawkę zamówiliśmy samosa, czyli smażone w głębokim oleju, dwa pierogi z nadzieniem warzywnym zdominowanym przez curry, urozmaiceniem był smaczny sos miętowy, z kolei sos słodko-kwaśny to zwykły sos pomidorowy z octem/cytryną, a ostry jestpoprostu ostry.

następna była zupa z krewetkami, które nie wiadomo dlaczego były posiekane, z kukurydzą, którą zastąpił groszek, zupa nie była słodka, smakowała jak zupa zabielona zupa rybna.

po przystawkach przyszedł czas na marynowaną jagnięcinę w sosie z orzechów nerkowych, niestety sprawdziły się słowa z poprzednich recenzji, do tego dania wkradł się stary baran i co drugi kawałek był gumowaty bądź twardy, sos dobry, z aromatem nerkowców, danie podane w miseczce, w drugiej podany został ryż, sypki jak należy, z niezrozumiałych względów nie ma możliwości zamiany ryżu na ryż z warzywami czy smażony, można sobie dokupić dodatkową porcję.

do picia: mango lassi, ot jogurt, woda i kawałek mango zmiksowane razem, oraz salt lassi, czyli taki wygazowany ayran z obowiązkową szczyptą garam masali, która toporaz kolejny definiowała smak.

po wizycie w taj india kuchnia indyjska może się kojarzyć tylko ze smakiem garam masala, która dominuje smak wszystkiego zamiast podkreślać smak potraw.

porcje sycące, ceny umiarkowane, wystrój nienachalny, niestety na stolikach znajdujących się na balkonie przydałyby się obrusy - teraz straszy cerata sprzed 20 lat. kelnerki sprawiają wrażenie studentek pracujących podczas ferii.
0
oturum aç
hesap oluştur