raz wystarczy. w pięknym mieście jakim niewątpliwie jest poznań bywam niestety stosunkowo rzadko, a szkoda - bo można tu znaleźć pewnie wiele miejsc, gdzie dobrze dają zjeść.
jednym z nich po przeczytaniu kilku recenzji i usłyszeniu kilku dobrych słów miało być taj india. dla osoby spoza poznania dotarcie tutaj tonielada wyczyn. gdy już dotrzemy na maltę , czeka nas dość długi spacer. po drodze żadnej reklamy, żadnego afiszu, nic. gps pokazuje swoje, ulica wiankowa nieco zawiła, po drodze mijamy malta ski, jakieś inne restauracje w pawilonie i gdy już mamy nadzieję, że kolejną będzie taj india, okazuję się, iż to jeszczenietu… po przejściu kilku kilometrów i przedostaniu się na drugi brzeg malty, wreszcie udaje się nam dostać do miejsca, do którego chcieliśmy trafić.
wnętrzeniezachwyca. coś pomiędzy barem, salą ślubną z lat dziewięćdziesiątych, a hotelową restauracją skromnej kategorii. hinduski klimat gdzieś tam unosi się w powietrzu, ale raczej jest to powiew kiczu niż dobrego smaku. dobre smaki jednak chcę zawsze odkrywać na talerzu, zatem cała otaczająca mnie kompozycja pseudo indii jest kwestią drugorzędną.
przywitała nas miła pani w średnim wieku i od razu poleciła nowość restauracji. byłem i zazwyczaj w takim miejscu zawsze jestem nastawiony na danie z jagnięciną, dlatego też i tym razem chciałem spróbować jak to robią w poznaniu. za namową pani kelnerki zamówiłem nowość - pikantną jagnięcinę… z kawałkami indyka (?) pierwszy raz spotkałem się z takim zestawem, ale w sumie tym bardziej byłem ciekaw, co to będzie. na przystawkę poleciały krewetki zapiekane w mące z soczewicy na ostro. były dobrze doprawione, lecz jak na mój gust zdecydowanie za małe. rozumiem – oszczędności. danie główne dla mnie i dla moich towarzyszy wjechało na stół bardzo szybko. tradycyjnie już jako dodatek każdy z nas zamówił chleb naan w różnych odmianach. zamówiliśmy naan pomimo, że prawdopodobnie do każdego dania w tym lokalu dodawany jest ryż basmati. jak się okazało – to był dobry wybór.
może zacznę od samego ryżu. niedobry, po prostu niesmaczny, zwietrzały ? zdanie to podzieliły dodatkowo cztery osoby, zatem coś z nim naprawdę było/jestnietak. naan także jadałem już znacznie lepszy. co do samego dania głównego, także mam pewne drobne wątpliwości, ponieważ danie to było świetnie doprawione, sos miał idealną konsystencję, natomiast co do samego mięsa mam pewne zarzuty. jeden kawałek rozpływał się w ustach, gdy kolejny to żylasty, twardy kawałek gumy, który nijak ma się do smaku pysznej, soczystej jagnięciny. białego, miękkiego mięsa indykaniedoszukałem się na talerzu, no chyba, że były to dziwnie wyglądające wiórki, które pływały w sosie. jeśli to był indyk – to ok, zastanawiam się tylko – czy ktoś to mięso mielił czy jak? w konsekwencji w połowie byłem zadowolony i z wyboru dania jak i ogólnie z obiadu. tak samo jak osoby towarzyszące,niedam się już jednak namówić na żadne eksperymenty z dwoma gatunkami mięsa w jednym daniu, aniniedam się już namówić na tak długi spacer wokół malty. innymi słowy – przy mojej kolejnej delegacji z pewnością wybiorę inne miejsce, gdyż toniema w sobie nic, co mogłoby przyciągnąć osobę z innego miasta, która do wyboru ma jakąś setkę świetnych miejsc w samym centrum miasta. dla miejscowych lokal na piwo po spacerze lub na lunch jest w sam raz. oczywiście pod warunkiem, że wiecie co zamawiacie.
ceny jak i menu (o dziwo tego specyfiku, który jadłem już tamniema) można sprawdzić na ich stronie internetowej.