taj india


İçinde "że" olan yorumlar
4
3.7
meryre
2
2 yıl önce
nowe miasto
rozczarowanie.na przystawkę zamówiliśmy samosa oraz chicken samosa, nadzienie było nijakie w smaku, jedyne co się broniło to sosy jakie do nich podano.jako danie główne wybraliśmy kawałki kurczaka z warzywami w sosie kremowo-orzechowym oraz jagnięcinę,  po obu daniach dało się wyczuć,żesą odgrzewane i co najmniej wczorajsze. niestety wizyta w tej restauracji zakończyła się ostrym bólem brzucha u obu osób. porównując to miejsce z innymi serwującymi kuchnię hinduską, to wypada ono niestety blado. nie polecam!
0
m
5
2 yıl önce
nowe miasto
położona nad jeziorem malta miła restauracja z bardzo dobrym jedzeniem. 
potrawy z pieca tandori są tu wspaniale przypieczone i mają charakterystyczny zapach i smak. moje ulubione chlebki naan są chrupiące i delikatne. wspaniale się rozwarstwiają przy rwaniu. godna polecenia jest również jagnięcina i krewetki. 
kurczak w każdej postaci rozpływa się w ustach i jest bardzo dobrze doprawiony. jedynie samosy są suche i jałowe. mimo,żeostre to nijakie. mango lassi rządzi jak nigdzie indziej.
warto posmakować tutaj orientu.
0
damiandoch
3
2 yıl önce
nowe miasto
raz wystarczy. w pięknym mieście jakim niewątpliwie jest poznań bywam niestety stosunkowo rzadko, a szkoda - bo można tu znaleźć pewnie wiele miejsc, gdzie dobrze dają zjeść.
jednym z nich po przeczytaniu kilku recenzji i usłyszeniu kilku dobrych słów miało być taj india. dla osoby spoza poznania dotarcie tutaj to nie lada wyczyn. gdy już dotrzemy na maltę , czeka nas dość długi spacer. po drodze żadnej reklamy, żadnego afiszu, nic. gps pokazuje swoje, ulica wiankowa nieco zawiła, po drodze mijamy malta ski, jakieś inne restauracje w pawilonie i gdy już mamy nadzieję,żekolejną będzie taj india, okazuję się, iż to jeszcze nie tu… po przejściu kilku kilometrów i przedostaniu się na drugi brzeg malty, wreszcie udaje się nam dostać do miejsca, do którego chcieliśmy trafić.
wnętrze nie zachwyca. coś pomiędzy barem, salą ślubną z lat dziewięćdziesiątych, a hotelową restauracją skromnej kategorii. hinduski klimat gdzieś tam unosi się w powietrzu, ale raczej jest to powiew kiczu niż dobrego smaku. dobre smaki jednak chcę zawsze odkrywać na talerzu, zatem cała otaczająca mnie kompozycja pseudo indii jest kwestią drugorzędną.
przywitała nas miła pani w średnim wieku i od razu poleciła nowość restauracji. byłem i zazwyczaj w takim miejscu zawsze jestem nastawiony na danie z jagnięciną, dlatego też i tym razem chciałem spróbować jak to robią w poznaniu. za namową pani kelnerki zamówiłem nowość - pikantną jagnięcinę… z kawałkami indyka (?) pierwszy raz spotkałem się z takim zestawem, ale w sumie tym bardziej byłem ciekaw, co to będzie. na przystawkę poleciały krewetki zapiekane w mące z soczewicy na ostro. były dobrze doprawione, lecz jak na mój gust zdecydowanie za małe. rozumiem – oszczędności. danie główne dla mnie i dla moich towarzyszy wjechało na stół bardzo szybko. tradycyjnie już jako dodatek każdy z nas zamówił chleb naan w różnych odmianach. zamówiliśmy naan pomimo,żeprawdopodobnie do każdego dania w tym lokalu dodawany jest ryż basmati. jak się okazało – to był dobry wybór.

może zacznę od samego ryżu. niedobry, po prostu niesmaczny, zwietrzały ? zdanie to podzieliły dodatkowo cztery osoby, zatem coś z nim naprawdę było/jest nie tak. naan także jadałem już znacznie lepszy. co do samego dania głównego, także mam pewne drobne wątpliwości, ponieważ danie to było świetnie doprawione, sos miał idealną konsystencję, natomiast co do samego mięsa mam pewne zarzuty. jeden kawałek rozpływał się w ustach, gdy kolejny to żylasty, twardy kawałek gumy, który nijak ma się do smaku pysznej, soczystej jagnięciny. białego, miękkiego mięsa indyka nie doszukałem się na talerzu, no chyba,żebyły to dziwnie wyglądające wiórki, które pływały w sosie. jeśli to był indyk – to ok, zastanawiam się tylko – czy ktoś to mięso mielił czy jak? w konsekwencji w połowie byłem zadowolony i z wyboru dania jak i ogólnie z obiadu. tak samo jak osoby towarzyszące, nie dam się już jednak namówić na żadne eksperymenty z dwoma gatunkami mięsa w jednym daniu, ani nie dam się już namówić na tak długi spacer wokół malty. innymi słowy – przy mojej kolejnej delegacji z pewnością wybiorę inne miejsce, gdyż to nie ma w sobie nic, co mogłoby przyciągnąć osobę z innego miasta, która do wyboru ma jakąś setkę świetnych miejsc w samym centrum miasta. dla miejscowych lokal na piwo po spacerze lub na lunch jest w sam raz. oczywiście pod warunkiem,żewiecie co zamawiacie.
ceny jak i menu (o dziwo tego specyfiku, który jadłem już tam nie ma) można sprawdzić na ich stronie internetowej.
0
alickowa
3
2 yıl önce
nowe miasto
smaczne jedzenie i przesympatyczna obsługa. spacerując po pięknych okolicach malty można okrutnie zgłodnieć. jako,żewcześniej już słyszałam o tej restauracji chętnie poszliśmy zasmakować orientu.
ze znalezieniem stolika nie było żadnych problemów, ale też nie można powiedzieć,żebyło pusto. obsługiwała nas bardzo sympatyczna kelnerka, która świetnie nam doradziła. jedzenie było smaczne, zróżnicowane i na pewno warte spróbowania. zamówiliśmy parę dań tak żeby jak najwięcej skosztować. nie było do czego się przyczepić. szczerze mówiąc nie znam się na indyjskiej kuchni dlatego trudno mi ocenić czy wszystko było poprawnie przyrządzone. wiem,żena pewno wrócę żeby skosztować jeszcze tych unikalnych dań.
wystrój jest czysty, schludny i ma wiele wspólnego z orientalnymi klimatami jednak spodziewałam się czegoś więcej.
ceny są przeciętne. byliśmy w cztery osoby, każde z nas zamówiło przystawkę i danie główne oraz coś do picia. zapłaciliśmy około 180 zł.
0
felixo
4
2 yıl önce
nowe miasto
(prawie) jak w indiach. po pierwszym skosztowaniu "kurczaka w curry" zachwyt. pełny bogaty smak wywaru mięsno-warzywnego do bazy sosu. i wcale bez dominującego zbytnio curry. nieco przesolone, ale pomińmy.

przystawki "samosy warzywne" - lekko pikantna masa z ziemniaków, groszku i innych warzyw w cieście. smaczne, ale nie zawsze przygotowywane na bieżąco.

kotleciki warzywne - z zielonych warzyw. smaczniejsze od samosów. ale także odleżałe i odgrzewane.

kurczak smażony z cebulą, papryką i pomidorami. podany na skwierczącej patelni. przypominał mi kuchnię chińską, a nie indyjską. smak był, ale bez ekscytacji.

miałem okazję przebywać w indiach, więc mogę pokusić się o porównanie. taj india serwuje prawdziwe hinduskie potrawy z trzema zastrzeżeniami:

+ dają więcej mięsa.
w indiach kurczaki są mizerniutkie, krowy święte, a ludzi dużo. więc tamtejsze dania mięsne przypominają często zupę z małymi dodatkami mięsiwa. w taj india nie oszczędzają.

+- dodatkiem do niektórych dań są surówki z kapusty.
to co prawda nie jest zgodne z oryginałem, ale to akurat mi odpowiada, bo pozwala ożywić niektóre mdłe przystawki.

- potrawy nie są tak świeże.
sporo z nich jest odgrzewane (samosy, kotleciki warzywne). co nie dziwi - sprawdza się prawo,żeza dużo pozycji w karcie źle działa na jakość dań.

wychodząc z restauracji zauważyłem na zapleczu hindusów. to utwierdza mnie w przekonaniu,żejeszcze tu wrócę.
0
jagoda
3
6 yıl önce
nowe miasto
niedzielna wizyta w taj india, zawiodła moje oczekiwania nie chodzi to jedzenie bo było smaczne ale obsługa. wiemżew weekend w lokalach jest więcej osób i więcej pracy ale czas oczekiwania na rachunek i pojemniki do zabrania nie zjedzonego jedzenia do domu był o wiele za długi.@
0
marta
4
7 yıl önce
nowe miasto
byliśmy w niedzielne popołudnie, gdy lokal był pełen, ale jednak znaleziono nam miejsce - za jakąś szafą i wieszakiem :p 
obsługa sprawna, na dwie osoby - ale niekoniecznie dogadująca się ze sobą ;) wystrój - jak to w tego typu lokalach - przyciężki, nie w moim guście, ale rozumiem, choć nie lubię :p słaba wentylacja i zaduch.
obsługa doradza, sugeruje - to miłe, gdy nie do końca wiemy, co jemy ;-)
mango lassi - bardzo lubię, ale to podawane u nich - specyficzne, nie do końca mi pasowało, dzieci nie chciały wypić.
jedzenie -  bardzo obfite porcje, smakowo poprawne, bez szału.
czas oczekiwania na rachunek - długawo.
0
marikijka
5
8 yıl önce
nowe miasto
niebo w gębie. 
wybraliśmy się do tej restauracji w 8 osób (dorośli + dzieci). 
restauracja znajduje się na malcie, więc z okien rozlegają się piękne widoki. wystrój orientalny- masywne krzesła, stoły, słonie, dywany - bardzo ładnie i gustownie.
na przystawkę zamówiliśmy samosy (pierożki smażone w głębokim tłuszczu z nadzieniem warzywnym ) 11 zł. kawałki bakłażanów zapiekane w mące z soczewicy, 11 zł. następnie zupę jarzynową - 9 żł, pikantno – kwaśną zupę z krewetkami (14 zł), chlebki naan (6,7 zł) kurczaka w sosie cebulowym (32 zł), kurczaka w pikantnym sosie pomidorowym z kokosem (29 zł), jagnięcinę w sosie śmietanowym z orzechami (37 zł).
na deser tradycjne lody z mango (16 zł).
dodatkowo różżne napoje indyjskie: salt lassi (napój ala ajran, tylkożemocno doprawiony kuminem) (7zł), mango lassi, napój z mango na słodko (9zł), indyjska lemoniada (8 zł).
nie ma co dużo się rozpisywać. wszystkie dania były smaczne, mięso delikatne, bardzo dobrze doprawione. mięso było podane w osobnych miseczkach, ryż w osobnych. chlebki przepyszne, napoje również. plusem jest to,żedla dzieci są zwykłe dania typu frytki z kurczakiem (też dobre).
chociaż moim dzieciom bardzo smakował ryż w warzywami (8zł). 
porcje są duże, można się najeść naprawdę nadługo:)
szkoda,żejednak nie mają jakiegoś kącika dla dzieci, mając tak dużą powierzchnię, można by było wygospodarować jakąś niewieką przestrzeń, by dzieci się nie nudziły i nie przeszkadzaly latającym kelnerkom. 
ogólnie bardzo klimatyczne miejsce, bardzo smaczne dania i miła obsługa. polecam.
0
piotr
3
8 yıl önce
nowe miasto
jedzenie bardzo słabe, byliśmy tam trzykrotnie w różnych latach żeby sprawdzic czy nas języki nie mylą po przeczytaniu jakże zachęcających recenzji. jedne przeslone, inne przypalone, kolejne mdłe lub bez smaku. dalekie do jakości w innej resturacji indyjskiej na głogowskiej, od tego co można dostać w warszawie odległe międzykontynentalnie, a od tego co podają na świecie międzygalaktycznie. fakt, mieszkaliśmy 9 lat w szanghaju gdzie światowej autentycznej kuchni w bród, ale ciasnota smaków w pseudoindyjskiej nad maltą męczy, a w zestawieniu z recenzjami poraża. kto je pisze?
na koniec dodamżemimo mizeroty pójdę tam jeszcze bo nie mannad maltą dużego wyboru jak się jest tam na spacerze, ale z domu bym tam nie pojechał za dopłatą. jest tyle lepszych miejsc.
0
doris88
3
8 yıl önce
nowe miasto
jako fanka kuchni indyjskiej musiałam się wybrać do jak niesie wieść najlepszej indyjskiej restauracji w poznaniu. niestety nie wszystko było tak jak powinno być w najlepszej restauracji i nie wszystko przypadło mi do gustu.
  wystrój: bogaty i orientalny jak najbardziej w klimacie miejsca, huśtawka przy jednym ze stolików jest intrygująca :) lokal ma dużą powierzchnię ale pomieszczenie jest długie i wąskie (litera c) co daje wrażenie ciasnoty. stoliki są blisko siebie (po za paroma miejscami które faktycznie są trochę bardziej intymne) , i przy trochę większym obłożeniu rozmowy innych gości wyraźnie wdzierają się w naszą przestrzeń, panuję gwar. mało klimatyczne.
  obsługa: kelnerka popełniła faux pas kładąc kartę dań prosto na talerz a nie podając ją do rąk (przecież będę jadła na tym talerzu fuj!!) po za tym wszystko ok.
  jedzenie: pyszne i aromatyczne jak to w kuchni indyjskiej. smaki absolutnie bez zastrzeżeń. rzeczy które wypadły słabo to: mango lassi (przepyszne ale podane w temp. pokojowej a nie lekko schłodzone) , brak w menu chlebka keema naan który po prostu ubóstwiam oraz brak możliwości wyboru z czym chcemy zjeść zamówioną potrawę jest tylko ryż ja wolę z pieczywem i muszę je dodatkowo dokupić bo nie ma możliwości zamiany- irytujące.
  ceny: moim zadanie za nie codzienne smaki można płacić więcej dlatego ceny mimo iż do najniższych nie należą mi absolutnie nie przeszkadzają.
  podsumowując: taj india nie oczarowała mnie. dobre jedzenie to nie wszystko brakuję tam atmosfery zachęcającej  aby posiedzieć dłużej, zrelaksować się i miło spędzić czas z bliską osobą przy tym pysznym jedzeniu. dla mnie poszukiwania indyjskiej restauracji najlepszej w poznaniu ciągle trwają.
0
jacekroz
1
9 yıl önce
nowe miasto
w taj india byłem dziś nie pierwszy raz ale na pewno ostatni podczas weekendu lub swieta.  cala knajpa ludzi, serwis hostessy beznadziejny.  jedzienie jak pamiętam z przeszlosci maja dobre ale nie umieja dbac o klienta.  mielismy rezewracje na 6 osob, teściowie, zona w ciąży i do tego 2 dzieci.  hostessa zaoferowala stolik przy dzwiach, gdzie stało pelno ludzi czekając na stolik, dzwi na oscierz otwarte i wieje jak diabli.  nie wiem kto zarzadza ta kanjpa, ale szkoda ze w drzwiach nie postawili stolika. powiem szczerze ze na pewno nie warto rezerwować stolika na okazje bo ta knajpa potrafi te okazje zrujnować.  skonczylismy w sakanie na shushi.
0
kapitan
5
9 yıl önce
nowe miasto
przyłączam się do generalnych pochwał na cześć tej restauracji. 
nie tylko świetne jedzenie (zwłaszcza zupy!), ale przede wszystkim rewelacyjna obsługa kelnerska, jaką ze świecą szukać w innych knajpach na tym pułapie cenowym. 
czas oczekiwania na potrawy w normie, nigdy przesadnie za wcześnie, nigdy za późno, dania podawane według wszelkich reguł serwowania potraw. 
chyba jedynym minusem jest trudność zaparkowania auta w okolicy oraz tandetny wystrój wnętrz, ale po zamówieniu butelki wina odbiór zmienia się radykalnie :)
0
lukrrecja
3
9 yıl önce
nowe miasto
jedzenie przeciętne, smaki mało wyraziste. butter chicken z wielkimi, żylastymi kawałkami kurczaka, smaczne, ale tak łagodne,żetrudno było dopatrzeć się jego "indyjskości". gulab jamun i rasgulla podane w głębokich miseczkach zalane dużą ilością syropu, mało estetyczne (standard baru mlecznego). obsługa kompetentna, ale nieco ospała i bez uśmiechu. wystrój dopracowany w szczegółach, spójny. jak dla mnie stanowił jedyny orientalny element. za mało, żebym chciała dać temu miejscu drugą szansę pomimo zachwytów z innych recenzji.
0
dagmara
3
9 yıl önce
nowe miasto
przyjemnie i smacznie, ale.... dziś z moim ukochanym (danielem) postanowiliśmy odrobinę odetchnąć od garów i odwiedziliśmy znaną w poznaniu restaurację z kuchnią indyjską- taj india. restauracja znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie jeziora malta, na ulicy wiankowej 3.

gdy dojechaliśmy na miejsce, zauważyliśmy tłum ludzi. okazało się,żeakurat dzisiaj nad maltą odbywa się bieg z przeszkodami "men expert survival race". pogoda nam dopisywała, więc zaliczyliśmy krótki spacer brzegiem jeziora.

w restauracji wszystkie stoły były zajęte, głównie przez rodziny z dziećmi. obawialiśmy się,żenie mamy szans na stolik, jednak po niespełna 15 minutach kelnerka zaprosiła nas na salę.

wystrój
wystrój restauracji był mniej więcej taki jak oczekiwałam - zastaliśmy tu wiele hinduskich dodatków, rzeźbione meble z ciemnego drewna, kolorowe poduszki, a na ścianach wiszą pozłacane obrazy. zabrakło mi jednak intymności, która kojarzy mi się z takimi miejscami. ludzie praktycznie zaglądają sobie w talerze, a zgiełk jest taki jak na stołówce. nie zraziło nas to jednak - w końcu była niedziela popołudniu, a za oknem piękna pogoda, więc mogłam się tego spodziewać. wiele do życzenia pozostawia druga sala, znajdująca się na końcu restauracji. podłoga wyściełana jest czerwoną wykładziną, a na oknach wiszą firanki i zasłonki niewiele mające wspólnego z indiami. w skali od 1 do 10, zgodnie oceniamy to wnętrze na 4 punkty.

jedzenie
na przystawkę obowiązkowo zamówiliśmy samosy - trójkątne pierożki smażone w głębokim oleju, przeważnie z nadzieniem warzywnym. są pyszne i warte swojej ceny - niezbyt tłuste, bardzo duże i wypełnione nadzieniem po same brzegi. pierożki podawane są z trzema sosami: miętowym (delikatny, z lekko wyczuwalną miętą), słodko-kwaśnym (moim zdaniem najsmaczniejszy. czuć,żejest własnej roboty) i pikantnym (jest tak ostry,żenie byliśmy w stanie go zjeść! tylko dla odważnych ;)). w skali od 1 do 10, pierożki oceniamy na 10 punktów
następnie zamówiliśmy zupy. ja wybrałam zupę mulligatwany, czyli krem z kurczęcia po hindusku. bardzo smaczna, subtelna, kremowa, z kawałkami kurczaka. jest również bardzo sycąca.tę zupę oceniamy na 9 punktów.
daniel zamówił zupę madras rasam, czyli pikantną indyjską zupę z soczewicy. jest smaczna, jednak jadaliśmy pikantniejsze dania (chociażby ten sos do pierożków :). zupę zgodnie oceniamy na 8 punktów.
przyszedł czas na drugie dania. ja zamówiłam butter chicken, czyli inaczej kurczaka maślanego. jest to mięso kurczaka duszone w sosie pomidorowo- jogurtowym. jedna ze sztandarowych potraw kuchni indyjskiej. niestety byłam bardzo rozczarowana :( sos do złudzenia przypomina pomidorowy sos do sardynek z puszki. jogurtu nie czuć wcale, a przyprawy zostały przytłoczone smakiem sosu. butter chicken z przykrością oceniamy na 3 punkty.
daniel zamówił mutton biryani, czyli ryż basmati podawany z jagnięciną, pieczarkami i groszkiem. potrawa była bardzo dobrze doprawiona i wyrazista. smakowała dokładnie tak, jak się spodziewaliśmy. bardzo sycąca potrawa, która po przystawce i zupie spokojnie wystarczy dla dwóch osób. jagnięcinę z ryżem oceniamy na 8 punktów.

ceny
za zamówione potrawy zapłaciliśmy kolejno:
pierożki samosa: 11 zł
zupa mulligatwany: 9 zł
zupa madras rasam: 9 zł
butter chicken z ryżem: 29 zł
mutton biryani: 32 zł

razem za obiad dla dwóch osób zapłaciliśmy 90 zł (bez napojów)
stosunek ceny do serwowanych dań oceniamy na 8 punktów.

obsługa
zaczęło się bardzo dobrze: kelnerka posadziła nas przy stole, natychmiast dostaliśmy karty, a chwilę później zjawiła się druga kelnerka, aby przyjąć zamówienie. przystawkę dostaliśmy już po 10 minutach, kolejne potrawy pojawiły się na stole również bardzo szybko. kelnerka często podchodziła z pytaniem, czy wszystko w porządku, czy wszystko nam smakuje. obiad przebiegał sprawnie, aż do momentu... zjedliśmy ostatnią potrawę, po czym czekaliśmy, czekaliśmy, czekaliśmy... chciałabym również wspomnieć,żena samym początku zamówiliśmy mango lassi, na które mieliśmy bardzo ochotę, jednak nie było nam dane go spróbować. nie prosiliśmy o nie w trakcie jedzenia, bo uznaliśmy,żepodają je jako deser na sam koniec. próbowaliśmy kogoś zaczepić, jednak wszyscy kelnerzy nagle zaczęli nas unikać wzrokiem, a po obsługującej nas kelnerce nie było ani śladu. po prawie pół godziny czekania nad brudnymi talerzami i bez picia, udało nam się przykuć uwagę jednej z kelnerek. poprosiliśmy rachunek i ku jej rozczarowaniu, nie mieliśmy już ochoty na mango lassi. chcieliśmy jak najszybciej wyjść. obsługę niestety musimy ocenić na 3 punkty.

podsumowanie
gdyby nie dziwne zachowanie kelnerów pod koniec naszej wizyty w taj india, prawdopodobnie wyszłabym zadowolona. pomimo tego,żemój kurczak butter chicken nie był zbyt smaczny, najadłam się pozostałymi potrawami. daniel ze swoich dań był bardzo zadowolony, ale obsługa również wyprowadziła go z równowagi. być może jeszcze tam wrócimy, ale nie zaliczamy tej restauracji do jednej z naszych ulubionych.
wystrój - 4 punkty
jedzenie - 7,5 punktów
cena - 8 punktów
obsługa - 3 punkty
całokształt oceniamy na 5,6 punktów w skali od 1 do 10.
0
foodie
4
9 yıl önce
nowe miasto
pysznie i z pięknym widokiem. (maciek i ola) uwielbiamy hinduskie jedzenie – pierwszy raz spróbowaliśmy go w poleconej knajpce w warszawie jakieś 3 lata temu. najpierw nie byliśmy pewni, czy nam to smakuje – wszystkie smaki były zupełnie nowe, intensywne. na dobre przepadliśmy rok temu, kiedy przynajmniej raz w tygodniu wpadaliśmy na ukochane somosy i dania z pieca tandoor. gastronauci podpowiedzieli nam,żew poznaniu, koło malty, jest hinduska restauracja, do której grzech jest nie zajść. w ostatni słoneczny weekend postanowiliśmy więc udać się tam na biesiadę.

i tu uwaga: lepiej zrobić rezerwacje na weekend, nam się udało dostać stolik przy oknie, ale widziałam parę par, które przyszły później i musiały długo czekać na swoją kolej.

knajpka jest na brzegu malty – piękny widok na jezioro i mocne jeszcze słońce od razu wprowadziły wakacyjnie leniwy nastrój. zamówiliśmy kilka dań z czystego łakomstwa – ledwo wszystko zjedliśmy:

• domowy ser z pieca tandoor z czosnkiem i imbirem – pychota! delikatny ser subtelnie przyprawiony moim ukochanym czosnkiem. wielka porcja jak na przystawkę, dobrym pomysłem byłoby obniżenie ceny i porcji o połowę (cena: 27),
• chicken labrabdar – delikatne, pikantne kawałki kurczaka smażone z pomidorami i nasionami kuminu w akompaniamencie śmietany i chilli. opis dokładnie się zgadza z tym co dostaliśmy. danie podawane jest z idealnie ugotowanym ryżem i spokojnie wystarcza na dwie osoby. kurczak jest w sporych kawałkach – nie są to skrawki, sos jest gęsty i przepysznie wyjada się go naanami (ok. 30 zł),
• raita z warzywami (8 zł) i butter naany (6 zł) jako dodatki. jogurt był nieco mniej łagodny niż się spodziewałam, ale i tak idealnie równoważył pomidorowe chilli z kurczakowego dania,
• mango lassi – owocowa słodycz do popicia.

biesiada byłą długa, pyszna. trochę nabrudziliśmy (stół i siebie), ale było warto! ledwo wytoczyliśmy się na ławkę nad jezioro by zawiązać sadełko i mieć siłę na powrót do domu.
0
oturum aç
hesap oluştur