choć jakość ostatnimi czasy mocno spadła, pyrabar to w dalszym ciągu miejsce, gdzie możnazanajeść sięzaniewielkie pieniądze. mają w swojej ofercie dania wegetariańskie i bezglutenowe, o które nie trzeba wypytywać - wszystko wyraźnie zaznaczone jest w menu. klimat niepowtarzalny - lampy z durszlaków, numerki zamówień powbijane w ziemniaki na stolikach, fantazyjne nazwy potraw wywołujące uśmiech na twarzy. w lecie dostępny jest ogródek. spróbować można tu ziemniaków na wszelkie możliwe sposoby, a porcje są naprawdę sycące.
jak już wspomniałam jakość jedzenia nie jest jednak ta sama co kiedyś. nie na tyle, aby wyjść niezadowolonym, lub nie dokończyć posiłku, ale wystarczająco, aby wyjść poczuciem rozczarowania. placki ziemniaczane, na które dawniej przychodziłam conajmniej raz w tygodniu, zaczęły ociekać tłuszczem i składać się głównie z mąki, nie zaś z ziemniaków. zamawiając zapiekankę od razu profilaktycznie biorę ze sobą sól i pieprz, bo z doświadczenia wiem, że będą potrzebne - choć jeszcze rok temu takiej potrzeby nie było.
nie wiem czy to nowy kucharz, czy też po prostu odpuszczono sobie ze względu na uzyskaną popularność, ale coraz rzadziej tu zaglądam, choć jeszcze niedawno sama najgłośniej krzyczałam, aby właśnie do pyrabaru przyjść na obiad.
na ten moment jedzenie mogę ocenić jedynie na dostateczne. nie jest to miejsce drogie, ale też nie bar mleczny, aby serwować nieprzyprawione i pływające w tłuszczu posiłki, uzasadniając niską jakość równie niską ceną.