niby cudnie, jedzenie świetne, ale coś nie gra. byliśmy we czwórkę przez 3 dni pod rząd. wystrój faktycznie klimatyczny, choć nie w moim stylu. pseudo malunki na ścianach, niby retro, a jakoś tak "badziewnie". menu pomysłowo wykonane, stolików nie przesuwaliśmy. a jedzenie?
pierwszego dnia zaskoczyła mnie wielkość porcji! kurczak w miodzie i orzechach to faktycznie głównie kurczak, miód i orzechy! żadnych zapychaczy w stylu surówek kupnych czy frytek. świetny smak! drugiego dnia, pomna porcji, wzięłam tagliatelle z łososiem, kaparami w sosie śmietanowo-serowym. syte, oj syte! dla odmiany łososia za wiele nie było, to raczej był makaron, ser, kapary i łosoś. ale smaczne, bez zarzutu. rewelacyjne nie, bo makaron lekko rozgotowany. reszta ekipy zamówiła lasagne domową i... umierali. porcja gigantyczna prawie, pyszna... ale ilość czosnku wołała o pomstę. z przyjemnością sięgnęli po gumę do żucia, by zabić ten smak. trzeciego dnia dwoje z nas zamówiło sałatki, kolega tortille (solidna porcja!), a ja tagliatelle - tym razem w sosie pomidorowym. jaka szkoda, że głównie czułam cebulę. za mało podsmażona, prawie surowa, przebijała się przez resztę składników. szkoda. no i jak to oceniać? rewelacyjne porcje, duże i smaczne, bez tych zapychaczy typowo restauracyjnych..., ale zawsze coś nie tak! ciast nie próbowaliśmy, być może wrócę, skuszona waszymi komentarzami. woda schłodzona, podawana w butelce, szklanki czyste. ceny niezbyt wysokie.
największym minusem, dla mnie wyjątkowo odrzucającym elementem był fakt, że w lokalu można palić.