do opasłego tomu wybraliśmy się zachęceni udaną wizytą w "piątej ćwiartce" poprzedniego dnia oraz bardzo entuzjastycznymi recenzjami innych gastronautów. niestety, nadzieje na "wypas" zostały zawiedzione.
zdziwienie wzbudził już wystrój i charakter lokalu - po cenach w menu na stronie www i szybkiej kalkulacji, że kolacja we dwoje to w skromnym wariancie ponad 200 zł, a w wariancie mniej skromnym ok. 500 (menu degustacyjne sześciodaniowe + wybór win), spodziewałam się czegoś bardziej wyszukanego. tymczasem, stoliki w pierwszej stali wyglądają na nieodnowione starocie, a w całym lokalu brak miejsca, gdzie można by się "zaszyć" we dwoje. jakoś tak wszystko w przejściu, na widoku, bez uroku. kuchnia za barem, też na widoku. obsługa z braku miejsca non-stop w bezpośrednim sąsiedztwie. zero intymności.
mimo wszystko zdecydowaliśmy się zostać i zamówić menu degustacyjne. wersja czterodaniowa, dla jednej osoby wariant mięsny, dla drugiej rybny. pomocny kelner podpowiedział wino do ryby.
zaczęło się obiecująco od sera halloumi (podobny do oscypka, trochę delikatniejszy) z rewelacyjną orzechową pastą i delikatną posypką z warzyw. pyszności. apetyt został zaostrzony, zmysły pobudzone, wątpliwości chwilowo rozwiane.
następna była zupa dyniowa - bardzo gęsty, aksamitny krem z kurkami, posypany oscypkiem i koperkiem. zupa smaczna, dopieszczona. szkoda tylko, że kelner zaproponował świeży pieprz jak już kończyliśmy jeść.
po zupie niemal natychmiast podano drugie. okoń na tymiankowej tartaletce - znakomity. grillowany filet z chudej ryby obsypany pietruszką świetnie komponował się z karmelizowanymi warzywami na cieniutkim kruchym cieście.
polędwiczki w sosie musztardowym - dobre, chociaż słabsze, bo nieco nudne. spróbowałam tylko i skupiłam się na swoim okoniu, do którego kelner trafnie polecił wino.
nieporozumieniem była wielkość porcji zupy i głównego dania. rozumiem, że to menu degustacyjne i porcje będę mniejsze, ale to nie oznacza, że drobna kobieta ma wyjść z knajpy głodna! ryby w daniu głównym było na oko dużo mniej niż 10 dag (jeden malutki filecik), polędwiczek na sąsiednim talerzu wcale nie więcej. po drobnej przystawce i niewielkiej porcji zupy tym się po prostu nie można najeść.
sytuację mógł jeszcze uratować deser, ale niestety na koniec kolejne rozczarowanie. desery w karcie to gruszka w ciepłym ciastku czekoladowym, mus chałwowy z malinami i mus czekoladowy. menu degustacyjne oferuje degustację mini deserów. jakie macie skojarzenia? że dostaniecie ten obiecująco brzmiący tercet w miniaturze? nic z tego. mini desery to przeciętny kwintet mleczno-śmietanowy na jednym talerzu: mini creme brulee, panna cotta, gałka lodów, gałka paschy i krem cytrynowy z musem malinowym. całość irytująco śmietanowo-waniliowo-monotonna. ani śladu czekolady, gruszek i chałwy! moja wina - trzeba było dopytać.
poza tym, przy deserze pojawiło się podejrzenie, że próbuje się tu dopchać i zasłodzić gości po niewielkich porcyjkach poprzednich dań. ja wolałabym odwrotnie: więcej kalorii w daniu głównym, a na deser tylko drobną słodycz.
podsumowując, trzy pierwsze dania znakomite, na bardzo wysokim poziomie, ale w śladowej ilości. na deser próba mordu cukrem i śmietaną. ceny zdecydowanie nieproporcjonalne do wystroju lokalu i jego charakteru (bistro), nieusprawiedliwione nawet jakością składników i kunsztem szefowej. wino nieprzyzwoicie drogie (ok. 25 zł kieliszek). zachwyty mocno na wyrost.
trzeba jeszcze wspomnieć, że dania z menu wydawane są w błyskawicznym tempie. czterodaniowa kolacja trwała niewiele ponad godzinę. cieszę się, że nie skusiłam się na polecany do menu wybór win (5 x 100 ml - dobrane do każdego dania). pół litra wina w takim tempie to byłby jednak spory wysiłek.
dwie osoby wyszły lekko rozdrażnione. jedna głodna, bo odmówiła zjedzenia pięciu deserów (druga zatkana tymi deserami, co pierwsza nie zjadła). mam wrażenie, że to nie były najlepiej wydane pieniądze.
tym, którzy chcieliby tu jednak czegoś spróbować, polecam omijać pułapkę menu degustacyjnego, które ma chyba tylko ułatwić pracę szefowej kuchni. może normalne porcje są wystarczające na obiad lub chociaż lekką kolację. desery w karcie też brzmią lepiej, niż to co dostaje się w menu degustacyjnym.
wydaje mi się jednak, że są lepsze miejsca na obiad za kilka stów.
ocena za jedzenie nie dotyczy deserów.