byliśmy w 10 stycznia 2015, odradzamy głównie z powodu dziwnego kelnera, zmrożonego lodu w masie sernikowej w ciastku za 12 pln i naciągnięciu nas na gałkę loda, na rachunku zostały nabite 4 zamiast 3 gałek.
kiedyś często przychodziliśmy na sobotni spacer połączony z pysznymi lodami i kawą w niezobowiązującej cukierni prowadzonej na wzór włoski (cukiernia ‘gusta’). zaskoczyła nas metamorfoza lokalu, wnętrze ładne, mega eklektyczne, ale w sumie przyjemne. ładnie zaadaptowany ganek. weszlismy spontanicznie, rozesmiani, na zewnątrz było -12c...
obsługa:
najgorszą częścią wizyty w la maisonbyłkelner. odnieśliśmy wrażenie, że dla tego pana wszyscy goście muszą odbywać wizytę w lokalu zgodnie z jego z góry ustaloną wizją.
szczerze: nigdy nie czuliśmy się tak osaczeni.
niemiły, nienaturalny, niewyszkolony. robi dziwne uwagi już przy wejściu, dopomina się o rezerwację, mimo, że w lokalubyłzajęty jeden stolik.
w odpychający sposób, instruuje żeby tu to nie siadać, tu też nie, najlepiej tam. właściwie nie zachęca gości do zajęcia miejsca tylko prowadzi wzdłuż lady z ciastkami i rozpoczyna opis ciastek z gabloty. nie wiemy czy mamy siadać i czy do nas przyjedzie czy zamawiać przy kasie. nie wzbudza zaufania.
po tym wstępie, robi naprawdę niegrzeczne uwagi odnośnie okryć wierzchnich, które pozostawiliśmy na kanapie przy naszym stoliku. (po jakimś czasie pewna młoda para, która zajęła stolik obok, również była przez ów kelnera nagabywana o odwieszenie kurtek tekstem „to może przeszkadzać innym gościom”).
chaos w pracy kelnera jest odczuwalny. w końcu zamówiliśmy u pani za ladą, która nałożyła lody i powiedziała, że resztę przyniesie. siadamy. przychodzi kelner pyta, co zamawiamy. tłumaczymy, że już zamówiliśmy i czekamy na ciasto. ok. po chwili przynosi ciastko. pyta czy coś piejmy. tłumaczymy, że zamówiliśmy przy ladzie. krzyczy na dziewczynę, odgłosy dobiegają z kuchni.
cała nasza wizyta trwała ok. 45 minut, mimo że w tej części sali zajętybyłtylko jeden stolik kelner przemaszerował za moimi plecami może ze 20-30 razy, z rękoma splecionymi za plecami, jak surowy nauczyciel w trakcie lekcji w szkole. w pewnym momencie zaczęliśmy sobie z tego trochę żartować po cichu. było to mega krępujące i takie nienaturalne, tak jakby podsłuchiwał, podglądał i zaraz miał wyjąć linijkę, aby karcić gości, którzy krzywo siedzą.
w bardzo niemiły sposób krzyczy głośno na swoja koleżankę zza lady, dlaczego mu nie powiedziała, że goście płaca kart i musiał wrócić po terminal. krzyczy.
jedzenie: jedliśmy deser.
lody ok., ale bez szans w porównaniu z tymi, które były w tym miejscu poprzednio (cukiernia ‘gusta’), herbata zimowa no ok, fajnie podana w słoiku z rączką, z laską cynamonu, malinami i odrobiną rozmarynu.
ciastko tylko do połowy ok., 1/4 ciastka za 12pln zawierała zamarznięty lód w masie sernikowej.
nie, no nie, no niestety nie godzimy się na to.
rachunek:
no jak na lokal z tak ambitnym kelnerem to w tym momencie mogliśmy się spodziewać wszystkiego.
60 pln za deser dla 2. osób to dużo. w dodatku w rachunkubyłbłąd, były nabite 4 zamiast 3 gałek loda. (jedna gałka 4 pln).
pozdrawiamy, szukamy sobie nowej ulubionej cukierni.