do la maison wybralismy się z przyjaciółmi na sobotni obiad. restauracja jest bardzo ładna, wystrój elektryczny, trochę prowansja, trochę boho. jest dużo przestrzeni. w oczy rzuca się lada z ładnie wyeksponowanymi słodyczami własnej roboty. niestety deser mieliśmy już zaplanowany, wiec nie było nam dane skosztować żadnej z kolorowych wspaniałości.
zamówiliśmy na przystawki gravadlax z łososia (smakowicie komponował się z sałatka z kopru wloskiego), krewetki tandoori z guacamole (bardzo smaczne, mało francuskie danie :)), slimaki (dobre) i tatar (i tu niestety wtopa, albo tatar był ze słabej jakosci/złej części wolu albo po prostu zaniedbanie kucharza - tatar był totalnie źle posiekany, w naszej porcji były kawałki mięsa o wielkości 2x2cm.. cześć z zylkami. smak ok, chociaż chyba w ogóle nie przyprawiony.
dania glowne: gotowana polędwica z dorsza z czarnym risotto i omulkami - bardzo dobre i pięknie podane danie. dorsz pyszny, risotto w sam raz (nie wiem, skąd jego czerń, nie wyczułam smaku kalamarnicy), omulkow nie było, były mule. pierś z kaczki bardzo dobra, dobrze wysmazowa z pasujących dodatkami i fajnym sosem foi gras, do tego pyszne młode ziemniaczki z koperkiem. duszone policzki wołowe i stek z poledwicy również dobry, chociaż mógłby być odrobinę mniej wysmazony. do tego wyśmienita zimowa herbata, przepięknie podana.
ogólnie oprócz wtopy z tatarem jestem bardzo zadowolona z obiadu, chętnie wrócę na deser :)