l'arc


İçinde "po" olan yorumlar
4
3.9
uraw
3
2 yıl önce
stary mokotów
samemu wystrojowi, jak i jedzeniu nie mam nic do zarzucenia.
byliśmy tutaj na weekendowym menu i mieliśmy okazję wypróbować m.in pysznej zupy cebulowej, na winie, pachnącą rozmarynem i pełną pysznej, karmelizowanej, drobniutko posiekanej cebulki. na drugie spróbowaliśmy boeuf bourguignon, którego nie powstydziłaby się julia child, ani żadna z paryskich restauracji, w których mieliśmy okazję wypróbować to danieporaz pierwszy.
jednak całość wyjścia zepsuła obsługa/kuchnia, która serwowała dania tak powolnie, że idąc tam głodni.. wyszliśmy znowu głodni... 3 daniowy obiad zajął nam ponad 3 godziny. wychodząc z restauracji mieliśmy ochotę wejść jak najszybciej do pizzy hut vis a vis. na szczęście powstrzymaliśmy się i znaleźliśmy bistro kilka uliczek dalej, gdzie mogliśmy wreszcie coś zjeść.. nie przypuszczałam, że siedzenie w restauracji pełnej zapachów, patrząc jak jedzą inni, może być taką katuszą :(
polecam l'arc, bo jedzenie jest świetne, ale nie idź tu jeśli jesteś już głodny. czas oczekiwania sprawi, że możesz nie wyjść z tej restauracji przy zdrowych zmysłach :)
0
magdalena
5
2 yıl önce
stary mokotów
jak homar to tylko w l'arc. wlasnie tutaj zjadłam najlepszego homara w warszawie. rozpływał sie w ustach. świetnie przyprawiony -poprostu 'niebo w gębie'.
polecam rowniez zupy - nie spodziewałam sie, że krem z homara może być tak dobry. cebulowa i krem z batata to klasyki. do tego przemiła obsługa. wszystko to składa sie na fenomenalną atmosferę tego miejsca.

0
mirosław
3
5 yıl önce
stary mokotów
nie polecam degustacji muli!
były bardzo świeże i miały odpowiedni smak. zaskoczył nas jednak i, przyznam, że rozczarował, sposób ich przyrządzenia i podania. mule w pięciu smakach (w winie, w serze pleśniowym, curry, sosie bazyliowym i musie z kiszonej kapusty) tak naprawdę przyrządzone zostały w identyczny sposób, a jedyniepowierzchu polane tymi sosami. w efekcie sosy można było znaleźć na muszlach i to tylko tych na wierzchu garnczków. do wnętrz, do małży sosy niestety zazwyczaj nie docierały, z kolei na dnie każdego garnka zawsze znajdowaliśmy ten sam bulion. w efekcie np. sos z sera pleśniowego ledwie spróbowałem.
napisałem w tej sprawie do restauracji i dostałem odpowiedź, że „sposób podania muli faktycznie jest taki, że sos jest dodawany na koniec, a baza gotowana na winie z przyprawami. związane jest to z logistyką podania i umożliwia przygotowanie kilku/nastu porcji naraz”.
a więc co? fast-food z owocami morza?
dodam jeszcze, że nie było potrzeby przyrządzania kilkunastu porcji naraz, bo kolejne garnuszki były przynoszone przez kelnerów w sporych odstępach czasowych.
0
kamka
4
6 yıl önce
stary mokotów
mam problem z oceną tego miejsca.
wybraliśmy się tu w ramach restaurant week'a, głównie dlatego, że nigdy nie mieliśmy okazji jeść ostryg, a inne owoce morza bardzo lubimy. więc gdy zobaczyłam, że w menu festiwalowym na przystawkę podają ostrygi, od razu zarezerwowałam nam stolik. oprócz tego na danie główne w menu figurował kociołek owoców morza, a na deser creme brulee.
pierwsze schody zaczęły się przy przystawce, na którą czekaliśmy ponad pół godziny od momentu rozpoczęcia naszej rezerwacji. okazało się, że ostrygi to nie moje smaki, ale wyglądały smakowicie i pięknie pachniały morzem, więc ich nie oceniam. na drugie danie niestety czekaliśmy następne 45 minut! byliśmy już naprawdę mocno zniecierpliwieni, zwłaszcza że osoby przy innych stołach dostawały już swoje dania sporo wcześniej. owoce morza na szczęście okazały się bardzo smaczne, sos który się z nich wytopił podczas gotowania - coś rewelacyjnego. szkoda tylko, że pożałowano nam bagietki i ciężko było dokończyć sos, bo pieczywo skończył się gdzieś w połowie dania. na szczęście od razupodaniu głównym podano nam deser (było już dawnopo22, więc chociaż tyle). creme brulee smaczny. niestety obsługa była nami kompletnie niezainteresowana przez cały ten czas. 

więc ciężko ocenić, bo niektóre smaki fantastyczne, ale przy tym czas oczekiwania straszliwie długi i kelner, który ani razu do nas nie zaglądnął. niestety odnieśliśmy wrażenie, że klient w ramach restaurant week'a to ten drugiej kategorii i nie wiem, czy się jeszcze tam wybierzemy.
0
grzegorz
4
6 yıl önce
stary mokotów
miejsce to odwiedziłem przy okazji fine dinig week w dniu 10 lutego 2018.
restauracja elegancka i klimatyczna, niestety atmosferę zepsuło zbyt bliskie ustawienie stolików obok siebie. jak na romantyczną kolację we dwoje to fakt że na wyciągnięcie rękipoobydwu stronach ma się inne pary nie daje poczucia żadnej intymności. w zasadzie nie było możliwości rozmowy chyba że chcieliśmy żeby osobypobokach uczestniczyły w konwersacji.
jedzenie bardzo dobre, w kuchni bardzo dobrze wiedzą jak obchodzić się z owocami morza a największe zaskoczenie to deser, wyglądający na zupełnie zwyczajny kawałek sernika jak u mamy a smakowo bomba, rewelacja.
obsługa też bez szału, panowie uprzejmi ale poza podawaniem kolejnych dań nic więcej. na początku pytanie o napoje. w trakcie kolacji narzeczonej skończyło się wino - brak zainteresowania ze strony kelnera czy miałaby ochotę na kolejną lampkę. deser podany dosłownie dwie minutypodaniu głównym, chyba jeszcze kończyłem przeżuwać krewetkę a już wjechał sernik. zero pytania czy mamy ochotę na jakąś kawę/herbatę do deseru (a mieliśmy jak najbardziej ochotę na herbatę ale jak już postawił te desery od razupodaniu głównym to daliśmy spokój).
generalnie wrażenie pozytywne bo jedzenie bardzo smaczne i klimat fajny ale obsługa do poprawki (chyba mniej się starali dla tych z fine dining week) i gdybym miał tam wrócić to na pewno do innego stolika (fajne miejsce przy oknie lub przy wielkim akwarium).
0
ola
5
6 yıl önce
stary mokotów
kilka tygodni temu miałam okazję skosztować menu degustacyjnego l’arca. było to jedno z tych doświadczeń, których w pewien sposób się żałuję - bo pierwszy raz i związany z nim zachwyt już za mną.
jako pierwszego miałam okazje spróbować czekadełka- klasyka: świeża bagietka z masłem o aromacie owoców morza była nieskomplikowaną zapowiedzią wszystkich przysmaków.
następnie, na stole pojawiła się przystawka - talerz z sześcioma rodzajami ostryg z rożnych zakątków europy (od 10 do 21 zł za sztukę). świeże, pyszne, a co najciekawsze, bardzo różniące się w smaku. jako osoba, która pierwsze zetknięcie z ostrygami (niestety dość traumatyczne) zaliczyła na targu rybnym w amsterdamie z dużym zadowoleniem stwierdziłam, że ostrygi mogą być pyszne - tu l’arc złagodził moje nieprzyjemne wspomnienia i zastapił je naprawdę ciekawym i przyjemnym doświadczeniem.
kolejnym daniem był krem z homara - absolutny hit. była to najlepsza (i bardziej przyziemnie - najdroższa - 49 zł za nieduży talerz) zupa w moim życiu. nie mam pojęcia do tej pory, jak kucharzowi udało się tak zmiksować smak masła i owoców morza, że w całości można było wyczuć rownież smak werter’s original. naprawdę, gorąco polecam tę pozycję w menu. jest absolutnie doskonałą i niesamowicie oryginalna.
po zachwytach czas na najmniej udaną pozycję w czasie całego wieczoru - były to małże św. jakuba z musem topinamburu. dankę było smaczne, jednak w porównaniu do reszty pozycji wypadłopoprostu blado.
następnie pojawił się kolejny mój faworyt - kociołek z mułami w sosie winnym z chili i czosnkiem. pikantna potrawa idealna na chłodne wieczory przy tym tak pyszna, ze pozostaje mi jedynie żałować, że l’arc i ja nie jesteśmy siebie bliżej.
ostatnie danie wytrawne to gorący talerz z kalmarami, krewetkami, mulami i ośmiornicą - tu z kolei żałowałam, że jestem już mocno najedzona i nie mogę z takim entuzjazmem (i siłami) cieszyć się tym daniem. owoce morza cudownie mięsiste, sos pikantny i wyrazisty - jest to kolejna pozycja, która robi furorę doskonałym potraktowaniem tych szlachetnych składników.
kolację zamknął sernik z białą czekoladą. kolejna pozycja, którą warto skosztować - bardzo ciężki, czekoladowy sernik, który skłonił towarzyszy kolacji do rozważań, czy jest tam więcej sera, czy czekolady? przepyszny deser, który zapamiętam na długo.
jakie mam refleksjepocałej kolacji? pojawiają się dwie - pierwsza to radość, że jest w warszawie restauracja, która potrafi pozyskać świeże owoce morza i we wspaniały sposób przyrządzić tak szlachetne mięso.podrugie zaś - mocno współczuję osobom, które nie lubią owoców morza.powizycie w l’arcu tym bardziej widzę, ile tracą.
0
xenna-extra
5
6 yıl önce
stary mokotów
o l'arcu słyszałam od dłuższego czasu jako o miejscu, w którym zjemy najświeższe i najlepiej przyrządzone owoce morza. jakoś ciężko było mi się tu wybrać, aż w końcu ku wielkiemu zaskoczeniu, dzięki natalia gromulska dotarłam tu w ramach wskrzeszenia foodie meetupu, mimo zamknięcia się polskiej filii zomato. jak miło było znowu spotkać się w gronie jedzeniowych freaków i nad inspirującym jedzeniem porozmawiać o tym co najbardziej lubimy!
jeszcze raz wielkie dzięki 🙂

lokal wyglądający z zewnątrz na nieco onieśmielająco elegancki,powejściu zyskuje na przytulności. może i są białe obrusy, ale nie jest to przytłaczające, klimat jest raczej kameralny i przytulny. siadamy przy wielkim akwarium z morskimi stworami i przez kilka godzin możemy obserwować ich fascynujące relacje i walki. na szczęście żadnego z nich tego dnia nie jemy, nie są też wyławiane dla innych gości (uff, bo zdążyliśmy poczuć do nich sympatię).
wieczór zaczyna się dość długim oczekiwaniem na pierwszą przystawkę, ale kiedy już dociera robi na nas spore wrażenie. mamy możliwość spróbowania kilku rodzajów ostryg z różnych zakątków świata. niektóre smakują oceanem, inne jak delikatna biała ryba, inny jest poziom słodyczy czy natężenia smaku. dla mnie to trochę jak wizyta w muzeum, eksperyment, wyostrza i trenuje zmysł smaku.

kolejne danie - zupa z homara to podobnie interesujące doświadczenie. to umami w pigułce, bogate w masło/śmietanę, słodycz, posmak grzybów i werther's original w jednym. tak dziwny smak, że chce się go próbować i próbować, odkrywać coraz to bardziej zaskakujące aromaty.

następne dania idą bardziej w klasykę. pojawiają się przegrzebki smażone na maśle, z musem z topinamburu i emulsją pomarańczową. małże rozpływają się w ustach, są aksamitne, tak samo jak mus i emulsja, wszystko łączy się w idealną całość. to już smak, który podpasuje raczej każdemu.
tak samo jak mule w sosie z wina, chilli, natką pietruszki, czosnkiem i cebulą. lekko pikantne, z esencjonalnym sosem, który bezpardonowo postanawiam wypić z garnuszka. w bardzo podobnych smakach podane są na skwierczącym talerzu krewetki, kalmary, mule i ośmiornica. wszystkie mają idealną konsystencję, ośmiornica jest genialna.

na koniec pojawia się deser, który także zaskakuje pozytywnie. sernik z białą czekoladą ma niewątpliwie duży udział tego drugiego, jest raczej zbity, wilgotny i taki esencjonalny. mi taka wersja bardzo zasmakowała.

kolacja potwierdziła opinię, że l' arc zna się na owocach morza i potrafi je perfekcyjnie przyrządzić. kiedy przypomnę sobie, że nie aż tak dawno temu nie przepadałam za morskimi żyjątkami w wersji kulinarnej to aż sama w to nie wierzę. tu chyba każdy mógłby odczarować takie przekonania. zabrakło mi nieco większej narracji na temat tego co jemy, choć pan kelner był niewątpliwie profesjonalny i miły. bardzo chętnie tu wrócę!
0
midian
4
6 yıl önce
stary mokotów
do l'arc trafiłam dzięki natalia gromulska, przypominając sobie niezwykle przyjemną formułę jaką jest foodie meetup. na stole czekało na nas wiele atrakcji...

ostrygi albo się kocha albo nienawidzi. ja jestem jednak zaprzeczeniem tego powiedzenia, gdyż ostrygi delikatne są mi jak najbardziej „w smak”, natomiast te intensywne czy np. sos ostrygowy to pozycje dla mnie zbyt mdłe i o zbyt dominującym zapachu. nie zdziwiło mnie więc wcale, że ze wszystkich 6 rodzajów tych przysmaków, jakie miałam okazję skosztować, najbardziej do gustu przypadły mi te tańsze, a więc i mniej inwazyjne w smaku – irlandzkie oraz holenderskie fine de claire. wśród droższych duże wrażenie zrobiła na mnie niesamowicie kremowa konsystencja ostrygi mar. oleron. najdroższa w karcie -  regal faktycznie kryła w sobie bardzo intensywny smak oceanu, wiązało się to jednak również z dużą słonością tego produktu. podany jako dodatek sos na bazie octu był mi tu zupełnie zbędny, wystarczyły cząstki cytryny.

przechodzimy do dań na ciepło i na stole ląduje aksamitny krem z homara. zupa ma bardzo dużo umami, a jej smak jest intensywny i głęboki. przeważają w niej jednak słodkie nuty maślano-karmelowe, które homara zostawiają gdzieś w tyle zamiast czynić go głównym bohaterem dania. z przykrością muszę więc stwierdzić, że ta pozycja nie spełnia moich oczekiwań, a jej zbyt słodki smak nie pozwala mi nawet zjeść jej do końca.

następnie na stole pojawiają się moje ukochane małże św. jakuba smażone na maśle, podane z musem z topinamburu i emulsją pomarańczową. przegrzebki są poprawnie usmażone, choć ja wolę je nieco bardziej zrumienione, ale to już kwestia osobistych preferencji. mus z topinamburu apetycznie je otula, jest przyjemnie gładki, a emulsja pomarańczowa daje nam lekko cytrusowe wykończenie, z którym owoce morza tak bardzo się lubią.

czas więc na mule w klasycznym sosie z winem, chili, natką pietruszki, czosnkiem i cebulą, podane w estetycznym garnuszku. nie mogłabym oczekiwać od muli niczego więcej niż to, co odnalazłam w tym garnku. są aromatyczne, pięknie pachną i smakują. gdy już je zjecie przyda wam się podana jako czekadełko bagietka, którą przyjemnie można zanurzać w pozostałym w naczyniu sosie.

po mulach ten sam sos odnajdujemy w daniu skwierczący talerz z krewetkami, kalmarami, mulami i ośmiornicą. tu jednak dodano do dania więcej pikanterii i jest to bardzo dobry ruch. na języku jest gorąco, ale nie maskuje to smaku żadnych z owoców morza. wszystkie są przyrządzone w punkt, a szczególnie wrażenie na całym towarzystwie robi ośmiornica.

ukoronowaniem naszego posiłku jest sernik z białą czekoladą podany z owocami i kroplą owocowego żelu. ten deser jestpoprostu wyśmienity! bardzo wyraźnie czuć białą czekoladę, masa jest puszysta i bardzo lekka. spód z ciemnej czekolady to genialny pomysł idealnie balansujący słodycz.

l’arc varsovie to bardzo dobra propozycja na randkę lub na przeżycie kulinarnego rejsuponieznanych wielu osobom wodach pełnych owoców morza. ceny mogą nieco przytłaczać, ale możemy mieć tu pełne przekonanie, że owoce morza zostaną należycie dopieszczone, a potem należycie dopieszczą nasze podniebienia.

szczegóły recenzji na:
naostrzujezyka.blogspot.com
0
elzynor
5
6 yıl önce
stary mokotów
w l'arc dzięki natalia gromulska wskrzeszona została idea foodie meet-up'ów i dziękuję jej za to serdecznie, bo już się bałem, żepowyprowadzce zomato z polski już nigdy nie będzie okazji, by spotkać się w towarzystwie ludzi, którzy kochają jedzenie. na szczęście - myliłem się! a l'arc okazało się doskonałym miejscem na takie wydarzenie. 

wnętrze restauracji nie jest wielkie i l'arc polecam raczej dla par niż większych grup. miałem wyrzuty sumienia, że nasza roześmiana i rozgadana szóstka wypełnia sobą cały lokal, co siłą rzeczy mogło nie być komfortowe dla innych gości. ale to tylko świadczyło, że atmosfera, obsługa i jedzenie w l'arc wprawiły nas w znakomity nastrój :)  obsługujący nas kelnerzy byli bardzo profesjonalni, wiedzieli wszystko o serwowanych potrawach, ale jednocześnie było w nich wiele luzu 

l'arc stoi owocami morza i takiego ich przeglądu nie miałem od dłuższego czasu! najpierw na stół wjechał talerz ostryg (6 różnych, z holandii, francji i irlandii) -  to dla mnie było odkrycie, bo rzeczywiście wyraźnie różniły się smakiem moimi faworytami zostały marennes-oléron i ostra regal.

jako drugi podano krem z homara, pozycja podobno utrzymująca się w menu od lat. może zabrzmi to dziwnie, ale smakował, jakby był zrobiony z cukierków werther's original. maślano-karmelowa nuta wybijała się ponad wszystko (stety bądź niestety przyćmiewając homara). ja zostałem fanem, ale sądzę, że nie każdemu podejdzie. 

trzecie danie, przegrzebek na kremie z topinambura, podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej. delikatny małż dobrze pasował do aksamitnego purée, kompozycja była udana dzięki balansowi smaków. no i daję plus za wykorzystanie dość niedocenionego warzywa!

punktem kulminacyjnym okazały się klasycznie przyrządzone mule w białym winie, które powinny zadowolić każdego mulożercę. tutaj najwyraźniejpoprostu wiedzą, jak je robić i skąd je sprowadzić, by nie było zawodu lub, co gorsza, zatrucia. pozostaje żałować 

kolejne pozycje, homary (spróbowałem wszystkich trzech) oraz sernik jak dla mnie już tak nie błyszczały, ale wynikało to raczej z moich osobistych preferencji, a nie braku kunsztu szefa kuchni. fanem homarowego mięsa nigdy nie byłem, a demonstracja wierzgającego ogonem obiadu, który chwilę potem wylądował na talerzach, przypomniała mi, czemu niemal zupełnie przerzuciłem się na wegetarianizm... dopiero sernik o smaku i konsystencji wyraźnie powyżej średniej oraz ostatni łyk znakomitego białego wina, jakie hojnie polewano nam przez cały wieczór, jakoś mnie udobruchały ;)

na sam koniec dodam może, że jestem ogromnym fanem konsekwentnie granej w lokalu francuskiej muzyki, nowszej i starszej. jeżeli mieszanka edith piaf, zaz, brassensa i kilku innych, których już sobie nie przypomnę, to wszystko, czego wam do szczęścia potrzeba - na pewno się nie zawiedziecie. z l'arc wyszedłem - dosłownie - ze śpiewem na ustach. co nie, chjena? ;)
0
amelia
4
6 yıl önce
stary mokotów
po pierwsze chciałabym bardzo podziękować restauracji za zaproszenie i natalia gromulska za zorganizowanie przemiłego spotkania☺️❤️. wszystko było bardzo profesjonalnie przygotowane. na początku przyszedł do nas szef kuchni, żeby osobiście się przedstawić. przygotowane dla nas menu składało się z wybranych pozycji (gwiazd☺️) stałej karty. ucztę zaczęliśmy od talerza różnego rodzaju ostryg. każda z nich została nam szczegółowo opisana przez naszego kelnera, który świetnie się nami opiekował przez cały wieczór i opowiadał o każdym daniu. nie maiałam pojęcia, że ostrygi tak różnią się od siebie zarówno konsystencją, jak i smakiem! kolejnym daniem był krem z homarów. aksamitna, niezwykle maślana zupa, a w niej kawałki pysznego, miękkiego homarowego mięsa. ponoć ta pozycja jest w karcie od samego powstania restauracji, nie daje się wybić i, szczerze mówiąc, wcale się nie dziwię 😉. potem przyszła kolej na kolejną przystawkę- małż św. jakuba na purée z topinamburu i pomarańczy. przegrzebek- mistrzostwo! niezwykle delikatny, miękki jak masło, idealnie komponował się z purée. całość miała bardzo delikatny smak, ale dzięki temu główny bohater nie został przytłoczony żadnymi zbędnymi dodatkami. był to mój absolutny faworyt wieczoru. później na nasz stół trafiły świetnej jakości mule przyrządzone na sposób klasyczny: w białym winie, z czosnkiem, pietruszką, chili- w prostocie siła! serio, jak dla mnie, drugi najmocniejszy punkt programu. następnie przyszedł czas na danie główne- homara. mieliśmy do wyboru trzy opcje więc postanowiliśmy wziąć różne i wszystkich spróbować. 1.najbardziej klasyczny- z sosem koktajlowym,
2.z sosem musztardowym i grubo krojonymi frytkami
3.najbardziej ”odpicowany” z foie gras, truflami, parmezanem...😄 powiem, jednak, że danie główne mnie nie porwało. w części był przygotowany naprawdę bez zarzutów, mięso było mięciutkie, a w części-poprostu gumowate i twardawe. cały wieczór zwieńczył puszny, kremowy sernik z białej czekolady, nad którym wszyscy się rozpłynęli i mimo, że byliśmy już naprawdę najedzeni, w błyskawicznym tępie zniknął z talerzy. cały wieczór przebiegł w świetnej atmosferze, jestem przeszczęśliwa, że poznałam ludzi tak samo zakochanychpouszy w jedzeniu jak ja 😉. pomimo tego, że dania były przynoszone w dość sporych odstępach czasowych, przy stole cały czas panowała super atmosfera. bawiłam się wspaniale i wyszłam baaardzo najedzona... dzięki! ☺️❤️
0
agnieszka
4
7 yıl önce
stary mokotów
l'arc odwiedziliśmy z mężem w ramach restaurant week.  lokal niewielki za to bardzo klimatyczny. niestety same dania bardzo rozczarowujące. ostrygi świeże i smaczne.  zdecydowanie nie polecam próbowania ich z sosem, który otrzymaliśmy, ponieważ skutecznie zabijał cały ich smak. zupa rybna okazała się być jedynie poprawna. niby wszystko w porządku, ale w smaku przypominała zupy mrożone, które można kupić w lidlu podczas dni francuskich. jako dania główne podano mule w winie i skwierczący talerz z krewetką, kalmarem i ośmiornicą. same mule na pewno były świeże, za to zostały przyrządzone w taki sposób, że miałam wrażenie że jem ugotowany czosnek w skorupkach. danie dodatkowo przyprawiono zbyt dużą ilością chili,  wino w ogóle nie było wyczuwalne. podobnie przyrządzona została druga potrawa.co prawda sos był inny, ale równie skutecznie zabijał smak owoców morza. najlepszym daniem z całego zestawienia okazał się creme brulee. smaczny, z wyczuwalnym smakiem wanilii i cudowną skarmelizowaną skorupką na wierzchu.
najgorsze wrażenie wywarła na mnie obsługa restauracji.powejściu do restauracji nit się nami nie zainteresował. dosyć długo czekaliśmy na "nasz stolik", pomimo, że w lokalu sporo miejsc było wolne. wszystko robione było w pośpiechu i miałam wrażenie, że znajduje się w jadłodajni, a nie w ekskluzywnej restauracji. nie zwracano uwagi, na to w jakiej kolejności pojawili się goście, a tym samym kto dłużej czeka na potrawy. w efekcie para która przyszła jako pierwsza otrzymywała dania jako ostatnia. kelnerów trzeba było "łapać w locie" jak się już pojawili. poproszona o pomoc w doborze wina, kelnerka, bez zastanowienia czy zapytania mnie o preferencje od razu zaproponowała najdroższe wino z karty.
podsumowując w  l'arc bardzo mnie rozczarował za równo pod kątek jedzenia jak i atmosfery w nim panującej. na korzyść przemawia jedynie świeżość i jakość produktów w niej serwowanych.
0
kacper
5
7 yıl önce
stary mokotów
jedzenie jestpoprostu świetne. świeże, aromatyczne, bardzo smaczne, odpowiednie porcje, ładnie podane. pierwszy raz jadłem ostrygi. trochę się obawiałem, jednak smakowały genialnie. jeśli na owoce morza w warszawie, to właśnie tutaj ;) sam lokal, elegancki, kameralny, może nawet trochę za ciasny, akwaria z homarami i krabami, świeczki. jest naprawdę klimatycznie. bardzo wysoki poziom niestety psuje trochę obsługa... w miejscu tego typu, tej rangi, kelnerzy powinni być trochę bardziej profesjonalni, powściągliwi.
0
mmmm
4
7 yıl önce
stary mokotów
5.0 z małym minusem
oferta czwartkowa na mule/all you can eat!
polecone przez zomatowicza;)
czwartek ok. 13:30 nie ma nikogo. zamawiamy od razu 5 smaków- rodzai do spróbowania, które pójdą na dokładkę. ja już siedziałam przełykając ślinę nim one nadeszły. klasyczne w białym winie, z pomidorami i selerem naciowym, te z bobem, czosnkiem i kaparami i te z musztardą❤️ mlaskaliśmy aż wstyd. dokładka: bób, a jakże i musztarda francuska. trzecia porcja z musztarda była już wodnista(sos), wiec mały minus. poza tym będę przychodzić w czwartki i nie tylko. obsługa przemiła. miejsce centralnie odłożone niedaleko europlexu, przy przystanku. jestem ciekawa innych odsłon, brawo!!

kolejna odsłona już nie tak spektakularna, odejmuje punkty. obsługa miała nas trochę gdzieś/ obok klientpo50-tce z " warszawskim piniądzem" zamawia ostrygi i homara, na głos czytając kwotę rachunku. na mnie nie robi to wrażenia. nie wiem na kim robi. tak oto pseudo-salony warszawskie funkcjonują / musisz pokazywać ile masz, żeby cię obsłużono. godziwie. sosy muli były zupą, same mule przemieszane: większe i drobnica i przy dokładkę połowa była pustych. nie pływały w sosie - sprawdziłam. brudne naczynia stały na stole dopóki nie poprosiliśmy o ich uprzątnięcie...
raczej nie wrócę...
0
grzybaka
5
7 yıl önce
stary mokotów
l'arc odwiedziliśmy w ramach restaurant week więc ta recenzja może nie być w 100% adekwatna. jednak to czego  próbowaliśmy znajduje się na co dzień w karcie więc pozwalam sobie na podstawie tej wizyty wystawić recenzję. zresztą bardzo optymistyczną. l'arc wskoczył właśnie na podium w naszym małym prywatnym plebiscycie na najlepsze restauracje. 
jedzenie było obłędne. właściwie wszystko nam smakowało, ale nasze serca zostały podbite przez dwa dania - krem z kraba i creme brulee. zupa była tak dobra, że lizałabym talerz, gdyby w naszej kulturze było to bardziej akceptowalne. creme brulee przebijał wszystkie cremy brulee jakie jadłam w życiu razem wzięte i pomnożone przez dwa. nie mogę przemilczeć też ośmiornicy i przegrzebek, które także były wyśmienite. poezja...
zdecydowaliśmy się także na specjalną ofertę win dobranych do dań. wszystkie pasowały perfekcyjnie, a nowozelandzkie wino, którego nazwy nie zapamiętałam było zdecydowanie najlepszym winem mojego życia. jeszcze więcej poezji!
całość umiliła atmosfera tego miejsca. spędziliśmy na miejscu dokładnie 2 godziny. na dania trzeba trochę poczekać, ale to prawdziwa celebracja. kelner był bardzo profesjonalny. potrafił sporo powiedzieć o każdym daniu, świetnie reagował na nasze mini-recenzje. widać, że utożsamia się z miejscem. 
wystrój może nie powala na kolana. miejsca nie jest dużo, a stoliki są dość małe i dość ciasno ustawione. nie przeszkadzało mi to jednak. mam wrażenie, że w tym miejscu jestpoprostu dobra energia.
mam nadzieję, że wrócimy jeszcze do l'arc. i to nie raz!
0
karolina
4
7 yıl önce
stary mokotów
mam mieszane uczucia co do tej restauracji. byłam tam 4 raz, chodzę średnio raz na pół roku. za każdym razem z wielkimi oczekiwaniami, potem wychodzę trochę zawiedziona ale wracam z nadzieją żepoprostu źle wy dałam danie i inne kolejnym razem mnie zauroczy. śledzę l'arc na facebooku i wszystko wyglada ślicznie i kusząco. będąc w restauracji rownież sposób podania jest pierwsza klasa. krem z homara - bardzo bardzo dobry, mocna 5. małże św. jakuba sama w sobie dobre, mięciutkie, rozpływający sie w ustach ale dodatki do nich dla mnie były niezjadliwe. niestety. w ogóle nie miałam przyjemności z jedzenia ich. poczęstowałam partnera - który tez sie skrzywił na ten smak. rósł z perliczki z pierożkami z kurkami - bardzo delikatny i smaczny. burger z hommarem- nie powala. sos do niego podany - dobrze ze jest z boku bo mocno zabija smak. jeżeli wrócę tym razem to juz tylko ma homara ale bez żadnych szaleństw.
0
oturum aç
hesap oluştur