do zorzy wpadłam w ciepły majowy wieczór razem z dawno nie widzianą koleżanką.
zajęłyśmy miejsca na zewnątrz i sympatyczna kelnerka szybko się nami zajęła.
zaczęłyśmy od flagowego alkoholu lokalu, macerowanego na miejscu. mowa o "wschód w słońcu" czyli wermucie i ginie z trawą cytrynową, liśćmi kafiru i limonką. od dawna uwielbiam gin i wydawało mi się, że nie odkryję go już "na nowo" w żadnym drinku. myliłam się. "wschód w słońcu" okazał się przyjemnie orzeźwiający, cytrusowy i odkrywczy w smaku. zamówiony później klasyczny gin z tonikiem wypadł przy tym drinku blado.
do jedzenia pokusiłam się o kanapkę z hanger stekiem, panierowanymi krążkami cebuli, serem mimolette i majonezem truflowym. kanapka okazało się niezwykle ciekawa w smaku - nie wiem czy była to zasługa marynowanych długich plastrów z marchwi, przypraw, mięsa, pysznego roztopionego mimolette czy może sadzonego jajka, którego żółtko na wierzchu przyjemnie się rozpłynęło...pewnie wszystkiego na raz. smak jednał był zaskakujący, mocny, po prostu pyszny. tosty koleżanki z kurczakiem w ostrygowym sosie również okazały się bardzo smaczne, choć ona nieco narzekała na tłustość kanapek (chleb podsmażany na maśle).
na spółkę zdecydowałyśmy się również na frytki z moim ulubionym truflowym majonezem. były nieziemskie - z całych ziemniaków ze skórką, nie za słone, sos był wyśmienity.
i choć lokal nadrabia na drinkach i napojach to ceny dań bardzo przyjemnie zaskoczyły.
dziękuję zorzo za tak przyjemny i smaczny wieczór.
update 09.02.2017
w czwartkowe popołudnie trafiłam do zorzy na lunch. w bardzo atrakcyjnej cenie (w stosunku do tego co otrzymałam) podano bulion z makaronem ryżowym, warzywami i jajkiem poché, które przypadło mi bardzo do gustu mimo, iż nie przepadam za rosołem. w takiej wersji jadłabym go chętnie. flat bread z kaczką, cebulą, kimchi, rukolą i sadzonym jajkiem było daniem bardzo nowatorskim i zaskakującym w smaku. do tego kieliszek prosecco (w cenie) i byłam bardzo zadowolona. warto!