pogoda dla bogaczy. zacznę od tego, że bardzo nie lubię przepłacać w restauracjach. lubię natomiast dobrą i urozmaiconą kuchnię, z czystym sumieniem mogę wydać zatem kilkadziesiąt złotych za obiad z deserem, ale kiedy kwota zaczyna niebezpiecznie zahaczać bądź przekraczać liczbę trzycyfrową, zaczynam czuć się mało komfortowo. nie dlatego, że mnie nie stać, bowiem raz w tygodniu mogłabym sobie na to bez specjalnych wyrzeczeń pozwolić, lecz drażni mnie świadomość, że mogłabym zjeść taniej, a często i lepiej, nie płacąc za lokalizację i splendor lokalu. dlatego też z umiarkowanym entuzjazmem przyjęłam zaproszenie do altusowskiej via toscany: restauracji nastawionej przede wszystkim na klienta biznesowego z dobrze wypchanym portfelem. cóż jednak - zaproszenie to zaproszenie i kręcić nosem nie wypada.
restauracja z zewnątrz nie robi wyjątkowego wrażenia, wystrój jest w miarę dopracowany, poprawny, lecz niepowalający. rzecz jasnajakna restaurację w centrum handlowym (aspirującym do miana prestiżowego) jest to wystrój na wysokim poziomie, ale pomimo teoretycznego dopracowania szczegółów (stare meble jako dekoracja i "przyborniki", prawdopodobnie autentyczne antyki, wygodne, tapicerowane krzesła, sporo zieleni) trąci lekkim kiczem i brak tutaj całkowicie kameralnego klimatu, który akurat bardzo sobie w lokalach gastronomicznych cenię. zrezygnowałabym z kiści sztucznych owoców i pnącz roślinnych na rzecz świeżych kwiatów i doniczkowych winorośli, może to troszeczkę ociepliłoby i ożywiło wystrój?
jeśli chodzi o obsługę to, takjaksię spodziewałam, jest do bólu profesjonalna, dokładna i wyjątkowo zdystansowana; mam pełną świadomość, że w związku z oczekiwaniami grupy docelowej, do której skierowana jest oferta restauracji, obsługa nie może pozwolić sobie na brak owego dystansu, jednak czułam się chwilami po prostu onieśmielona. lubię profesjonalizm u kelnerów, ale jeszcze bardziej cenię "wyczucie" gościa; jestem w stanie wybaczyć drobne potknięcia kosztem celnego żarciku - tutaj nie ma mowy o potknięciach, nie ma też mowy o żarcikach. pełna, chłodna profeska w parze z nieskazitelnie białymi koszulami. tak,jakma być. ijaknie lubię.
spodziewałam się wygórowanych cen, jednak przyznam, że mimo wszystko karta trochę mnie zaskoczyła;jakna warunki katowickie ceny są naprawdę bardzo wysokie, ceny przystawek oscylują w okolicach 30 zł, dania główne zaczynają się od 40 zł. zdecydowałam się zatem na grzybowy krem z grzankami (w rozsądnej cenie 17, bodajże, złotych) i wieprzową polędwiczkę ze szpinakiem (44 zł). mój gospodarz wieczoru, jako miłośnik owoców morza, zamówił ślimaki na ciepło (ok. 30 zł) oraz wołowego steka z wyszukanymi dodatkami w sosie musztardowym (ok. 70 zł). jedzenie, przyznaję, przepyszne. pięknie podane, znakomicie przyprawione, profesjonalnie zaserwowane, lecz, umówmy się: w restauracji, gdzie za obiad dla dwóch osób płacimy około 300 zł (z napojami, ponadto pozwoliliśmy sobie na wino polecane przez kelnera - na uwagę zasługuje bowiem także szeroko zaopatrzona karta win), nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. jedyne, do czego można by mieć zastrzeżenia, to wielkość porcji: co prawda ja, będąc postury nienachalnej, swoim obiadem się najadłam, jednak gospodarz wieczoru zdecydował się jeszcze na deser (dwusmakowy creme brulle - naprawdę wspaniały, pozwoliłam sobie odrobinę spróbować), a i tak sprawiał wrażenie, jakby jeszcze chętnie czymś zakąsił.
cóż,jakwspomniałam, nie lubię przepłacać w restauracjach - sama do via toscany bym się nie wybrała i na pewno się nie wybiorę, ponieważ jakkolwiek można zaznać tutaj uciech podniebienia, o tyle znam inne lokale, gdzie kuchnia bynajmniej nie jest na niższym poziomie, w przeciwieństwie do cen. ciekawe jednakowoż doświadczenie, na oficjalne spotkanie miejscejaknajbardziej właściwe. każdy, kto poza dobrą kuchnię ceni mocno profesjonalny styl obsługi i niespecjalnie liczy się z pieniędzmi, powinien poczuć się tu dobrze. jednak osobom preferującym odrobinę luzu i romantycznego zacięcia - nie polecam.