miałam ochotę na wizytę w jakimś nieznanym mi jeszcze miejscu na ursynowie - padło na house of cheese. restaurację można łatwo odnaleźć, bo znajduje się przy samym kenie.
ocena jest raczej wysoka, bo uważam,żejednak w takich miejscach najbardziej liczy się jedzenie, ale moje odczucia są dość mocno ambiwalentne, dlatego też opinia będzie się dzieliła na osobne "strefy".
obsługa/ludzie - to element, który pozostawił najbardziej mieszane uczucia. rezerwując stolik rozmawiałam z niezwykle uprzejmą panią, fajne wrażenie robią też szefowie kuchni, których widać za kontuarem i mimo,żegotują to witają gości. niestety obie panie, które nas obsługiwały skutecznie psują wcześniejsze odczucia, sprawiają wrażenie jakby nie lubiły swojej pracy, niemal rzucają talerzami i mają znudzono-zniesmaczone miny. pani przynosi nam wodę w butelce, której nawet nie otwiera i prawie kaleczymy sobie palce, bo korek sprawia problemy.
otoczenie - siadamy w przyjemnym zewnętrznym ogródku, który dzięki roślinności trochę odcina nas od betonowych bloków ursynowa. niestety stoliki i krzesła ustawione są strasznie blisko siebie i żeby dojść do naszego musimy poczynić niezłe akrobacje. palenie jest dozwolone, ale przez bliskość innych foteli skutkuje to dmuchaniem dymem reszcie osób niemal w twarz. w środku natomiast kryje się prawdziwe serowe eldorado! są sery z całego świata i nie tylko. również mięsa, oliwki, konfitury, sporo włoskich wyrobów.
jedzenie - zamawiamy kaczkę z puree z marchewki, imbirem i gruszkami oraz polędwiczkę wieprzową z ziemniakami, szpinakiem i kalafiorem. jako czekadełko dostajemy pieczywo z pastą o zielonkawym kolorycie (serową z pesto?) - ja niestety żadnego z elementów jeść nie mogę, ale mama pochłania całość, więc to chyba znak ich smakowitości ;)
oba mięsa są przyrządzone w punkt, soczyste, lekko różowe i bardzo miękkie. kompozycja talerza też zachęca do szybkiej konsumpcji. warzywa idealne, nie za twarde, nie za miękkie. wraz z moją kaczką dostaję też coś, co okazuje się opanierowanym puree z boczkiem - podobno bardzo smacznym!
reasumując - dania były naprawdę pyszne, a i karta wygląda całkiem ciekawie. delikatesowy raj również zachęca. ale błagam, to nie może być tak,żeosoby życzliwe w kontakcie pracują w kuchni lub przez telefon, a te, które kontaktują się z klientami są skwaszone i robią to jakby za karę. może trzeba pomyśleć nad kelnerami z powołaniem? to może nie najważniejszy, ale całkiem decydujący o kolejnej wizycie element!