są błędy, które można wybaczyć, ale są też takie, których nie można.
do thai garden szedłem pełen nadziei, bo lubię tajską kuchnię i akurat tak się złożyło, że trafiłem tam z żoną bardzo głodny. może po kolei. dostaliśmy menu, a później czekaliśmy jakieś 10 minut, żeby ktoś łaskawie przyjął zamówienie (mimo, że tłumów nie było...). zamówiliśmy po lemoniadzie, zupę z kurczakiem i na danie główne wzięliśmy po smażonym makaronie. na lemoniadę czekaliśmy dłuższą chwilę, ale jeszcze znośnie, ja dostałem inną niż zamawiałem. na szczęście kelner sam się zorientował, więc niebawem dostałem drugą. pierwszy błąd, ale absolutnie wybaczalny, bo został szybko naprawiony, a w dodatku przez błąd miałem 2 lemoniady, swoją drogą pyszne. po (uwaga) oczekiwaniu ponad pół godziny żona dostała zupę... tu kolejny błąd, bo zamiast zamówionej zupy z kurczakiem dostaliśmy z krewetkami, których żona nie może jeść... stwierdziłem trudno, ja zjem zupę, zaraz wejdą dania główne, nie będę się awanturował. grubo się pomyliłem bo dania przyszły po kolejnych 40 minutach, więc ja jeszcze oszukałem głód zupą, ale żona, żeby cokolwiek zjeść czekała w sumie mocno ponad godzinę!!! zresztą ja już też powoli zapominałem o zupie i siedziałem głodny... na koniec kumulacja - w smażonym makaronie żona znalazła sporą skorupkę od jajka... to przelało czarę goryczy, bo o ile pierwsze 2 błędy można było wybaczyć, to już takiego nie. do tego jeszcze masakryczny czas oczekiwania, można umrzeć z głodu... na skorupce zakończyła się nasza przygoda z thai garden. nie wrócimy na pewno.