szara eminencjabyłamiejscem rodzinnego obiadu z racji moich (26 już, chlip, chlip) urodzin. wcześniej odwiedziłam też ich lokal w piasecznie i muszę przyznać, że filia ursynowska zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu.
mimo właściwie 100% obłożenia stolików obsługa dawała radę, dziewczyna która czuwała nad naszym stolikiembyłanaprawdę pomocna i życzliwa, mimo małych opóźnień niektórych dań nie było większych wpadek. usiedliśmy w przyjemnym ogródku i każdy znalazł coś dla siebie. dzieci wybrały pulpety z karmelizowaną marchewką i gnocchi, jedna z dorosłych osób też skusiła się na opcję dziecięcą - naleśniki i nie żałowała. spróbowaliśmy też dorodnego schabowego w klasycznym wydaniu, makaronu soba z kaczką (całkiem pycha, choć mój chłopak narzekał, że mogłoby być większe), różnorakich lemoniad, chałwowego semifreddo.
ja na początek zamówiłam zupę kurkową na mleku kokosowym - aromatyczna i idealna dla mnie, bez nabiału oraz polędwicę wołową - cóż lepszego można by zjeść w urodziny :)
ostatnio nawet w dobrych restauracjach mam pecha co do poziomu wysmażenia mięsa, a tym razem było naprawdę idealnie - medium rare jak się patrzy z intensywnym sosem na bazie whisky i kalafiorem, to jest to!
uważajcie tylko na lemoniady, bo mają pomysłowe smaki, ale są też mocno słodkie, najbardziej wytrawna jest miętada.
samo miejsce jest ciekawie urządzone, na ścianach wiszą pomysłowe plakaty, w środku jest rzutnik i spory ekran - a leciał król lew, co już w ogóle podbiło moje serce i przypomniało dziecięce szlochy, gdy umierał mufasa.
chętnie jeszcze tu zawitam, szczególnie że obok jest plac zabaw z fajnymi machinami, których nie omieszkałam przetestować, żeby nie czuć się tak strasznie staro :d