kompanię kuflową „pod wawelem” odwiedzam przy okazji, a nawet bez okazji. bywam gdy mnie najdzie ochota, aby przekąsić coś mięsnego, a także wówczas, gdy zamierzam coś uczcić z przyjaciółmi. w roku kilka razy bywam i jest to na pewno o kilka razy za mało. dziś wybraliśmy się ze szwagrem uczcić jego trzydziestkę, a także zakup nowego lexusa – niech ci się kręci po prostej, hybrydowo i jubileuszowo, szczególnie po wczorajszej wyprawie po górach i dolinach.
miejsce chyba wszystkim kustoszom doskonale znane z przestronnego lokalu, a w zasadzie z niezliczonych pomieszczeń, aczkolwiek tym razem poszliśmy na werandę – najbardziej paradne i wypasione miejsce w restauracji. wystrój w drewnie, ławy, stoły – rkaciaste czerwono-białe serwety zachęcają do tego, aby przysiąść, chociażby na chwilę. warto sobie wcześniej zarezerwować miejsce, bo uwierzcie miejsce cieszy się dużą popularnością. nie wiem czy to kwestia menu, czy też obsługi kelnerskiej. o propozycjach kulinarnych pewnie jeszcze pogadamy, natomiast już teraz mogę pochwalić kelnerów. każdy jest przypisany do stolika i od razu wiecie komu dać napiwek. na pewno czujecie się bardzo dobrze zaopiekowani.
oferta wiadoma – polska kuchnia we wszystkich możliwych smakach. dużo, tłusto, grillowo – o to w tym wszystkim chodzi, weganom wstęp wzbroniony, choć oczywiście także w tym miejscu udam się im znaleźć coś dla siebie. z zup zazwyczaj biorę grzybową lub kwaśnicę na żeberkach, ale dziś wzięliśmy rosół, a na drugie sznycel olbrzym, a do tego piwo, piweczko, piwunieczko, choć piąteczka, piątunia, piątusiunia nie było, aż minister pilchen nie wiedziałbyjakzdrobnić ów smaczek pyszniuśnich daniuniek. rosół otrzymujecie w rondelku, porcja średnia, ale smak przedni. rosół dostajecie z nitkami, a w środku możecie znaleźć trochę wiórek z boczku lub kawałków piersi z kurczaka jeśli kulinarne szczęście wam sprzyja. na stołach macie różnego typu instrumenta i dodatki, aby przyprawić sobie go do smaku, ja zazwyczaj szaleją z magą. następnie przyszła kolej na sznycel gigant (ogromny w rzeczy samej) z ćwiartką cytryny i dodatkami (możecie wziąć średnie w smaku frytki i znośną sałatkę ziemniaczaną). dostajecie również ekstra ogórasy (na półsłodko, nie kwaszone) i paręnaście nitek kapusty (kwiszonej). nie ukrywam, że choć jest to danie które kilka razuy już jadłem, to zawsze jednak wspominam z sentymentem i chętnie wracam do owego smaku.
a właśnie zapomniałbym, szwagier obchodził urodziny, więc dostał gratisowy deser i szóstka kelnerów odśpiewała ma „sto lat”. młodego wzięto z zaskoczenia, bo dopiero przy drugiej zwrotce zajarzył, że to o nim, a potem już przyjmował życzenia od zgromadzonych przypadkowych ludzików. deser to beza z kremem śmietankowym i owocami (trochę egzotycznych), ale nie zabrakło naszej rodzimej porzeczki i babcinego agrestu. szwagier – sto lat, niech ci się darzy, niech cię nie omijają różnego rodzaju atrakcje, niech salon kruk da ci dużą zniżkę jeśli tylko na zakupy się wybierzesz (taka promocja od kruka dla kruka, a może powinienem napisać dla krukówny?). a dziś wieczorem zaszalej na mieście do samego ranka, bo noc jest długa.
kompania kuflowa wawelska ma swoją siostrę (tak się reklamują) na rynasie, a ściślej w sukiennicach, więc gdzie ci bliżej po drodze, to „w każdym bądź razie” – tak się w małopolsce mówi (nie „bądź co bądź” , nie „w każdym razie”) – zajrzyj, ot co! bojaknie zajrzysz, to ci kufel ominie, lub smok cię pożre!