no proszę, uchowała się jeszcze oaza hipsterstwa w czasach, kiedy hipsterzy już parę sezonów temu odeszli do lamusa! a może ja sama przestałam zauważać tego typu lokale...? dość rzec, że państwo miasto jest absolutnie luzackim miejscem, gdzie obsługa prawie chodzi w piżamach (a przynajmniej w dresach), choć przydałaby im się minimalna ilość uśmiechu obok lekko zblazowanych min (niczym tuż po wstaniu z łóżka). wpisuje się to jednak w ogólną konwencję pt. "czuj sięjaku siebie" i dość surowego wystroju, z mnóstwem krzeseł i stolików o różnej wysokości.
państwo miasto broni się kuchnią. dodatkowy plus mają u mnie za fakt, że minutę po 13 w dalszym ciągu mogłam zamówić śniadanie, choć według informacji w menu możliwość ta wygasła już do następnego poranka. americano z mlekiem mocno przeciętne, za to za 5 zł, ale omlet? muszę iść do kucharza na korepetycje, bo w życiu nie jadłam (ani w sumie nie widziałam) tak puszystego, warstwowego i idealnie delikatnego omletu! porcja słuszna, a to wszystko za 9 zł w wersji podstawowej, za 2 zł możemy dobrać dodatkowy składnik typu szpinak, szynka czy łosoś. omlet podawany z chrupkim pieczywem, masłem i mini sałatką.
widziałam, że mają też ciekawe, własnej roboty alkohole (szczególnie kusi maślany cydr z brązowym cukrem!), no ale jednak pić koło południa... chyba niekoniecznie.
będąc w okolicy zajrzę jeszcze posiedzieć na luzie, spróbować dań głównych i propozycji alkoholowych. fajne miejsce!