l'enfant terrible


İçinde "od" olan yorumlar
5
4.6
aga
5
8 yıl önce
stary mokotów
do l'enfant trafiłam w ramach lunchu niespodziankowego na urodziny, w tygodniu. wiedziałam, że ma rekomendacje michelin i gault millau, wiec spodziewałam się wiele. nie zawiodłam się!
zdecydowaliśmy się na menu lunchowe i menu degustacyjne. kulinarna przygoda rozpoczęła sięodamuse-bouche w postaci warzywnego kotlecika podanego na emulsji z wywaru z żeberek oproszonego gorgonzola, podanego z plastrem rzepy - doskonały. później chleb w trzech odsłonach (jedna na 17 letnim zakwasie) z masłem wedzonym i pierwsze przystawki - tatar wolowy i grasica - przepięknie podane, to był obraz nie jedzenie. za grasica nie przepadam, ale danie było wyśmienite, smaki się komponowaly. przystawka z menu lunchowego to kasza jaglana z dorszem, tez wyborna. następne przystawki to krem z karmelizowanej cebuli z kozi serem i biala czekolada, sycace danie o wyrazistym smaku i przegrzebki z kalafiorem. przegrzebki pięknie wysmazone, może trochę zbyt słone, jeśli miałabym się do czegoś przyczepić. nie wyczułam w pianie z kalafiora trawy cytrynowej i imbiru, nie znalazłam tez kandyzowanego galangalu, niemniej danie było przepyszne, zaskoczył mnie czips z przegrzebka. wreszcie dania główne - lunchowe - karczek confit z burakiem i wedzonymi kopytkami - najmniej nam smakował. karczek confit to już przesada, mięso było zbyt maślane, kopytka rozpadaly sie, nie miały typowej dla siebie sprężystości, bardzo dobrze dobrana pak choi. z menu degustacyjnego piersza była skrei z hummusem, kalafiorem romanesco i boczniakiem, wg mnie najsłabsza pozycja z menu degustacyjnego. drugie danie główne to perliczka confit, wyśmienita.
deser z menu lunchowego to sorbety - orzechowy, limonkowy i chyba karmelowy - mogłabym jeść codziennie. ja zdecydowałam się na deser w wersji orzechy&orzechy - doskonale zwieńczenie cudownego obiadu pełnego wrażeń estetycznych i kulinarnych. no może poza sporym kawałkiem lupiny z orzecha, który był w ciastku. ciesze się, że inspektorom michelina się nie przytrafiła, bo l'enfant wg mnie zdecydowanie zasługuje na wyróżnienie.
0
mmmm
5
8 yıl önce
stary mokotów
na zaproszenie zomato wybrałam się na stary mokotów do mało grzecznego dzieciaka łobuziaka na kolację.  ostatnio sprawa z rezerwacją w niektórych restauracjach nie jest oczywista. większość działaod12:00, kolacyjne godziny zaczynają sięod18:00, czasem tylko w weekendy. w przypadku tej restauracji są podane godziny lanczu (12-15), a potem kolacji (18-22)na szczescie cały tydzień. sa restauracje, ktore podaja kolacje tylko w weekendy.  w sprawie rezerwacji: jest nr telefonu, jest adres e-mail i jest system rezerwacyjny, który wymaga karty kredytowej...nie miałam ogromnych wyobrażeń, przeczytałam kartę na ich stronie, więc spodziewałam się smaku.
restauracja mieści się na rogu sandomierskiej i rejtana w kamienicy, widać ją z daleka. przy wejściu jesteśmy witani, "rozbierani" i prowadzeni do stolika. wnętrze tak jak lubię;) czerwona cegła i przetarcia betonu, piękne oświetlenie dzięki świecom i delikatnym lampom sufitowym daje poczucie elegancji i przytulności.
zamówiliśmy menu degustacyjne, aby mieć wyobrażenie i poczucie całości konceptu i smaku tutejszej kuchni. okazało się, iż w międzyczasie pojawiło się nowe menu sezonowe, więc nie sugerujcie się kartą na zomato ani ich stronie, trochę się różni...a i dodatki do poszczególnych dań i ich składniki nie są tożsame z nową kartą, na zasadzie: to co mamy akurat w kuchni zastępuje to, czego akurat nam brakuje:) nie ma pewności co dokładnie dostaniecie co jest jeszcze bardziej ekscytujące.
czekadelko to przepyszne trzy rodzaje pieczywa wypiekanego na świeżo z prawdziwym masłem. bajka. jeden z zakwasów ma 17lat! zamówiliśmy białe wino i wjechała maleńka zielona zupka jak z alicji w krainie czarów;) to jeszcze nie są dania z karty.
obsługa to perfekcja, elokwencja, urok osobisty i profesjonalizm. rzuca się w oczy i uszyodpoczątku.
pierwsza przystawka.
tatar wołowy z czerwonego angusa, marynowany w nalewce zbigniewa sierszuły, z dodatkami, a do tego ukryta  na dnie schowana ryba w panierce z octu. dla mnie ok, choć rybę odłożyłam, bo nie pasowała mi do surowego mięsa. towarzyszowi wręcz  odwrotnie- posiadł i moją:)
druga przystawka: surf&turf: przegrzebek, szpik wołowy, przepiękny chrust z palonego pora, który wyglądał jak źdźbło suchej trawy, pasta z oliwek, kapara i oliwy i krem ziemniaczano-porowy. po wymieszaniu wszystkiego radość pod sufit.
kolejna przystawka: troć i włoski likier cytrynowy, majonez imbirowy!, emulsja z kolendry, plasterek gruszki, chrupki orzechowe z wagame. każda porcja to poezja. 
ostania przystawka: dzik i ziemniak, niby nic, a jednak wow! dzik jak dzik, jeśli lubicie ten posmak dziczyzny, ale lody z pieczonych ziemniaków to jest to! czerwona kapusta z miodem i chipsy z ziemniaka. lody z polskiej bulwy podbily moje serce.
danie główne to gęś i korzenie czyli marynowana gęś i pieczone warzywa korzeniowe: harmonijka z selera z kremem z selera z miodem, piklowany buraczek na sosie z wędzonych warzyw.   wymiękam. czerwone wino.
desery: pinacolada i grzaniec nie były dla mnie ... wolałabym lody ziemniaczane:)

całości nadaję najwyższą notę z możliwych: za koncept, zaskoczenie, wow!, elokwencję, kulturę osobistą, poczucie humoru, odwagę i za to, iż mimo czytałam kartę dań i wszystkie składniki i ich smaki były mi znane - to byli mnie w stanie zaskoczyć i smakiem i formą podania. a jednak wyróżnienie się na mapie kulinarnej stolicy jest możliwe - co nie jest łatwe....
0
foodality
5
8 yıl önce
stary mokotów
mam wyrzuty sumienia, bo do okropnego dzieciaka wpadłem przed podróżą i głową już byłem gdzie indziej. dlatego solemnie przyrzekam, że wrócę bo było warto.
najbardziej utkwił mi w pamięci przepyszny chleb, który powstaje z zakwasu, któryod17 lat podróżuje z szefem kuchni. chleb podany ze słomą która po podpaleniu (!) nadała mu zapach jak z wiejskiego pieca. potem pojawiły się potrawy, których poziom kreatywności był imponujący. bo jak inaczej ocenić delikatną wołowinę z arbuzową salą i lodami z kremowej kukurydzy? spróbujcie też pysznej śliwki w cieście - rozlewa się pysznym tsunami po podniebieniu. a i jeszcze drób: kaczka slow cook (sous vide) to delikatność i znowu ciekawe połączenie z ciemnymi marchewki. wino niestety było zbyt pyszne by zapamiętać więcej. a historie tego wieczoru płynęły wartkim strumieniem... no jednym słowem wizyta bardzo godna polecenia.
0
ewelina
5
8 yıl önce
stary mokotów
czy nigdy nie rozmyślaliście o jedzeniu w sposób zwariowany, a nawet szaleńczy?!? jeśli szukaliście pewnej odskoczniodobowiązujących trendów gastronomicznych, brakowało wam połączeń dwóch różnych produktów w daniu, które razem tworzą doskonałą spójną całość, a przy okazji są czymś zupełnie innym niż to co serwowane jest prawie wszędzie toodrazu zakochacie się w miejscu do którego was dziś zabieram. kilkanaście ulic dalejodścisłego centrum warszawy, dosłownie kilka krokówodruchliwej ulicy puławskiej, na rogu ulicy sandomierskiej z rejtana mieści się bardzo niepozorna z zewnątrz restauracja o wdzięcznej nazwie l'enfant terrible. to wyjątkowe miejsce mieliśmy okazję odwiedzić dzięki uprzejmości zomato, które zaprosiło nas na kolejną, a zarazem bardzo wyjątkową kolację. już po przekroczeniu progu restauracja wywiera na swoich gościach ogromne wrażenie - dosyć spora, otwarta kuchnia w której kucharze precyzyjnie przygotowują i wydają dania. wnętrze lokalu jest proste, surowa cegła, drewno i oświetlenie tworzą jakże wyjątkowy klimat i atmosferę tego miejsca. sala nie jest zbyt duża, zmieści raptem kilka stolików. obok lustra przy ścianie znajduję się barek z alkoholami, winami i nalewkami prawie z całego świata. obsługa jest sympatyczna i bardzo profesjonalna. podczas trwania całej kolacji interesująco opowiadała nam o serwowanych daniach i winach, a dodatkowo chętnie odpowiadała na każde zadawane przez nas pytanie. twórcą tutejszego, dosyć kontrowersyjnego menu jest michał bryś, szef kuchni, a za razem właściciel l'enfant terrible. naszą ucztę rozpoczęliśmyoddegustacji wędzonego w sianie chleba, który zrobiony był na bazie siedemnastoletniego zakwasu. według mnie to najlepszy chleb jaki dotychczas jadłam w swoim życiu, a dodatek wędzonego masła podkreślił jeszcze bardziej jego wyjątkowy smak. sam szef kuchni powiedział nam, że chleby są jego pasją, a tworzenie zakwasów to złoty konik w całym jego kulinarnym talencie. później na nasz stół wjechały już dania degustacyjne, o ile można je tak nazwać, bo porcje w porównaniu do innych warszawskich restauracji nie były zbyt małe, ani zbyt duże. tego wieczoru kosztowaliśmy menu degustacyjnego, składającego się z pięciu wyjątkowych potraw i wybranego deseru (w cenie 199 zł). pierwszym daniem które mieliśmy okazję próbować był rostebef (43 zł) w połączeniu z arbuzem, lodami kukurydzianymi i chipsem z polenty. odrobina zabawy i nutka fantazji, która przełamała stereotypy i odmieniła całkowite moje wyobrażenie o surowym mięsie. absolutnie fenomenalną przystawką, która zdecydowanie tego wieczoru podbiła nie tylko moje serce była bryndza (35 zł) w połączeniu z emulsją z zielonych pomidorów z wodą pomidorową, granitą malinową i olejem szczypiorkowym. smaki które według mnie doskonale ze sobą współgrają, a dodatkowo są czymś niezwykłym i wyjątkowym choćby przez tak dobre połączenie kolorystyczne półproduktów użytych do tego dania. dzik i ziemniak (44 zł) to kolejna propozycja naszego piątkowego tastingu. dzik confit podany lodami z pieczonych ziemniaków, dodatkiem maślaków, borowików, czerwonej kapusty i czipsa ziemniaczanego był świetnie dopracowany, zarówno pod względem smakowym, jak i estetycznym. zupełnie nic więcej nie jest potrzebne do szczęścia człowieka, prócz tego smakowitego kąska dziczyzny z l'enfant. tak jak już kilkakrotnie powtarzałam na blogu, sztuką jest zaserwować w restauracji dobrą rybę, która będzie idealnie wysmażona na złoto, miała chrupiącą skórkę, a jednocześnie nie będzie sucha. dlatego tu też duże ukłony w stronę szefa kuchni i jego załogi, która serwując troć i miso (76 zł) przeszła wszelkie moje oczekiwania. ryba była perfekcyjna (chyba dawno nie jadłam w restauracji tak doskonale przygotowanej), choćby ze względu na wykorzystywane połączenia tekstur i "zabawy" smakami. dodatek sake, miso i glony wakame tworzyły z nią spójność o lekkim azjatyckim zabarwieniu, a dynia fenomenalnie podkręciła całość. ostatnim wytrawnym daniem tego wieczoru była pierś z kaczki (78 zł) podana na puree z fioletowych marchewek i czarnej porzeczki z pysznym cappelletti z wędzoną mozzarellą. kaczuszka była przygotowana metodą sous vide (długie gotowanie potraw w niskiej temperaturze), a następnie obsmażana na patelni z obydwu stron. wszystkie zaserwowane tego wieczoru dania były piękne i doskonałe, ale desery były istnym "miodem" na moje serce tzw. wisienką na torcie. wybór był ciężki, obydwie propozycje były bardzo kuszące. specjalny deser: śliwka w czekoladzie (29 zł), wspierająca kampanię na rzecz walki z rakiem piersi, zaś z drugiej klasyk w śród klasyków: szarlotka ( również 29 zł) z lodami z pieczonych jabłek, karmelem i cynamonem. dla mnie bezwzględnie pojedynek wygrała szarlotka. była domowa, czyli taka jak powinna być, a dzięki pianie z białek na wierzchu stała się jeszcze bardziej aksamitna. l'enfant terrible to pozytywny przerost treści nad dotychczasową formą. to niekończąca się bajka, pełna magii i swobodności tworzenia, którą warto przeżyć. michał bryś to malarz, który pełen pasji z głową pełną wyjątkowych pomysłów tworzy na talerzach swoje małe dzieła sztuki. dla mnie to zdecydowanie zasłużone miejsce wyróżnione dwiema kucharskimi czapkami w gault&millau, któremu życzę jeszcze większych sukcesów niż dotychczasowe.
0
kasia
4
8 yıl önce
stary mokotów
l'enfant terrible to na pewno bardzo ciekawe miejsce na kulinarnej mapie warszawy. bardzo profesjonalna obsługa, każde danie przy podawaniu było nam opisywane, zabrakło mi tylko ewentualnego pytania na koniec "jak smakowało", bo osobiście bardzo to lubię :). wnętrze - dla mnie strzał w dziesiątkę - ściany i sufity z drewna, atmosfera luźna, bez zadęcia. ale o jedzenie tu chodzi, więc tak - na sam początek mini calzone z musem kalafiorym, bardzo zaskakujące. potem pieczywo wypiekane na miejscu z domowym masłem - powiem zupełnie szczerze, że mogłabym dostać bochenek tego chleba i miseczkę masła i byłabym wniebowzięta, bo było obłędne. na przystawki zamówiłyśmy wół&arbus oraz pomidory&bryndza. rostbef rozpływający się w ustach, świetnie przyprawiony, podkreślony słodyczą arbuza - 10/10. bryndza smaczna, ale nie wybitna. na drugie dania - jagnię&moskole oraz kaczka&czarna porzeczka. kaczka to poezja, nigdy nie jadłam tak świetnie przyrządzonej kaczki - fantastyczna konsystencja i idealnie dopadowane dodatki. jagnię moim zdaniem za mało przyprawione i pomimo genialnych dodatków, świetnych moskoli, sosu i jarmużu, już drugi raz bym tego dania nie zamówiła. na deser śliwka, ogromny plus, że deser wspiera kampanię na rzecz walki z rakiem piersi - restaurację niewiele to kosztuje, a jest to miły gest i ważny cel! porcje jedzenia wydają się małe, ale po przystawce, drugim daniu i deserze "na spółkę" wyszłyśmy bardzo przyjemnie najedzone. ceny...hm, za 2 osoby (bez alkoholu) zapłaciłyśmy 300zł, gdyby nie kuponodzomato na część kwoty, myślę, że byłoby to przesadnie dużo. daję zasłużone 4 gwiazdki, jednocześnie polecam wam wstąpić choćby na przystawkę i kieliszek wina, żeby samemu przekonać sie czy warto :)
0
monczi
5
8 yıl önce
stary mokotów
w końcu miałam okazję wybrać się do tego słynnego, niegrzecznego dziecka. urwałam się z pracy i pojechałam na lunch z zamiarem zjedzenia minimalnych ilości. niestety, nie dało się. jedzenie było zbyt smaczne. wybraliśmy wszystko, co się dało z kompozycji lunchowej, czyli dwie przystawki, dwa dania główne i jeden deser (na szczęście był jeden, bo drugi już by się nie zmieścił). ja zaczęłamodkremu z topinambura ze smażonym masełkiem. był w porządku, ale jak dla mnie trochę zbyt mdły. wyglądał jednak bardzo estetycznie i pachniał równie pięknie, także nie będę się czepiać. drugą przystawką było tortellini z ziemniaczkami i kremem fraishe. miałam ochotę krzyknąć c'est genial! to było fantastyczne, na tym mogłabym poprzestać i wyjść bardzo zadowolona. ale przed nami były jeszcze 2 dania główne i deserek. oprócz tego było już po 12.00 więc zdecydowaliśmy się na wino, duży wybór dobrych alkoholi, za to wielki plus. risotto bardzo mi smakowało, ale było dość ciężkie. oprócz tego ryż był delikatnie zbyt twardy. tu jednak znowu podanie przeważyło szalę na tak. ja akurat miałam dorsza z curry na ciecierzycy, był smaczny, ale mało intensywny. deser jednak wygrał wszystko, połączenie brownie i wiśni skradło moje serce. mogłam zamówić 3 dania składające się 3 razy z tego brownie. idealne i znów prześlicznie podane. jeśli chodzi o wystrój to też przypadł mi do gustu, bo był bardzo prosty i surowy. to jest to, co mi się podoba. oprócz tego obsługa niesamowicie miła i eleganka. kontaktowa, ale nienachalna. wszystko tak, jak powinno być. niestety talerzyk pod filiżanką był wyszczerbiony, czego przy takim fine diningu nie można przebaczyć. polecam to miejsce gorąco, warto się tam wybrać. naprawdę.
0
marcin
4
8 yıl önce
stary mokotów
od czego by tu zacząć... zacznę możeodwystroju i atmosfery - tutaj duży plus. nie jest nadęcie, nie jest sztywno i nikt nie mówi szeptem. skromne, ciepłe, ciekawie urządzone wnętrze wręcz zachęca do jedzenia. i tak przechodzę do jedzenia - w większości było naprawdę dobrze. zacznęodprzystawek - co raczej nie dziwi zachwycamy się wypiekanym na miejscu chlebem na zakwasie podanym z wędzonym masłem. mega plus. dalej pięknie różowy rostbef podany z lodami kukurydzianymi oraz arbuzem. kolejny duży plus. dzik confit nadziewany dzikiem....tak, nie pomyliłem się podany z lodami z pieczonych ziemniaków również nie zawiódł. ostatnia przystawka i największy plus to pasztet z jelenia z jałowcowym creme brulee. taki pasztet mógłbym jeść o każdej porze dnia. codziennie. czas na dania główne, które niestety troszkę rozczarowały. tak jak schab jagnięcy podany z moskolami oraz prażonym jarmużem był całkiem spoko, tak wołowe osso buco zupełnie roczarowało. mięso było momentami zbyt żylaste. za to danie niestety całkowita ocena to "tylko" 4. na przystawki na pewno wrócę. nad daniami głównymi dwa razy pomyślę
0
sebastian
4
8 yıl önce
stary mokotów
do tej restauracji zawitałem przez zaproszenieodzomato . restauracjaodsamego wejścia robi duże wrażenie . piękny wystrój sali i co ja sobie bardzo cenie otwarta kuchnia, na której kucharze szybko i precyzyjnie wydawali dania . na mnie największe wrażenie zrobił chleb który był fenomenalny ( jak sam szef kuchni nam powiedział jest to jego konik w kuchni ) chyba nigdy nie jadłem lepszego chleba . co do dań były podane w super nowoczesny sposób , ładne kompozycje na talerzu , wszystko spójnie się ze sobą łączyło . smakowo wszystkie potrawy były dopracowane , doprawione , większych wpadek nie było . do wszystkich dań dostaliśmy idealnie wyselekcjonowane wina co podnosiło ich smak . najbardziej mi smakowało i mocno polecam kaczkę z porzeczką i puree z fioletowych marchewek, bryndzę z pomidorem oraz dzika z lodami ziemniaczanymi ( i oczywiście trzeba spróbować cudownych wypieków szefa michała brysia) . jeszcze jeden duży plus za miłą i profesjonalną obsługę . podsumowując jest to restauracja która nie bez kozery dostała 2 czapki w " żółtym przewodniku" i jest to ocena w stu procentach zasłużona mam nadzieje że będą się nadal rozwijać i osiągną jeszcze więcej niż do tej pory .
0
vinagotica
4
9 yıl önce
stary mokotów
niepozorna okolica na warszawskim mokotowie, ale w sobotni wieczór restauracja prawie pełna. w menu 5-6 przystawek, 5-6 dań głównych i 3 desery. do tego spory wybór win białych (ok. 20 pozycji), czerwonych (też ok. 20) i szampany i inne alkohole (nawet japońska whisky!). ceny winod89 do 300 zł.
na początek dostajemy koszyk pieczywa pieczonego przez szefa kuchni. najlepszy jest chleb razowy z chrupiącą skórką. do tego masełko.
zamawiamy przystawki: sernik z jelenia i koziego sera z czerwoną porzeczką oraz żur na zakwasie. porcje niewielkie, za to pełne smaku. żur mocny, kwaśny, gęsty. sernik prezentuje się rzeczywiście jak kawałek dwuwarstowego ciasta, jest delikatny, kremowy z wyraźnym posmakiem koziego sera, który trochę przytłacza smak jelenia. do tego wszystkiego savignon blanc z nowej zelandii (180 zł).
dania główne to molwa (ryba) z dodatkami, kacze serca z pęczakiem i jarmużem oraz perliczka (udka i piersi) z czerwoną kapustą i białymi i czarnymi kopytkami. wszystko pięknie skomponowane i smaczne i tylko żal, że porcje takie skromne.
na deser były wariacje na temat orzechów, lody z palonego masła i wariacje na temat mleka. mi najbardziej smakowało ciastko orzechowe i orzechowe lody. lody z palonego masła, specyficzne i chyba niewarte 33 zł. na koniec postanowiliśmy zamówić jeszcze tatar z jelenia, który był najlepszą przystawką wieczoru: porcja tatara umieszczona w cieście w kształcie korony, galaretka z kwaszonego ogórka, kilka kurek, lody z lubczyka i żółtko jajka w otoczce z palonego bakłażana. kwintesencja smaku i piękna kompozycja.
obsługa zna się na rzeczy, opowiada o każdym daniu. zapytajcie o historię z zakwasem oddawanym do hotelu :-)
restauracja jest zamknięta w niedziele, na wieczory róbcie rezerwacje.
lokal raczej na specjalne okazje, kolacja dla 3 osób + 2 butelki wina to ponad 900 zł. 12,5% kwoty rachunku jest doliczane przy grupach ponad 5 osób.
porcje degustacyjne. ale warto przyjść choć raz.
0
oturum aç
hesap oluştur