była to moja pierwsza wizyta w la iberica i jako że dojazd komunikacją miejską okazał się nie taki straszny, to pewnie nieraz się tu wybiorę.
wieczór był ciepły, więc mogliśmy siedzieć w ogródku, co zdecydowanie dodaje jedzeniu letniego charakteru, ale wnętrze też zachęcająco proste - nie odwodzi od jedzenia.
będąc we czwórkę, zamówiliśmy pięć tapas i muszę przyznać, że są one zdecydowanie gwoździem programu. porcja jako tapa jest zdecydowanie dwuosobowa, a nawet większa, co zresztą odbija się w cenie - ok. 20 zł za standardowe, drożej za rewelacyjną szynkę (podawaną ze startym pomidorem i oliwą - sam ten dodatek to prawdziwa śródziemnomorska radość dla podniebienia). wzięliśmy super krewetki w oliwie piri-piri - ostra, czosnkowa oliwa została wyjedzona do sucha, a krewetki były dokładnie, jak trzeba. chorizo na ciepło - dwie apetyczne kiełbaski - jak nie lubię chorizo na zimno, to podsmażone jest daniem zupełnie innej klasy. rewelacyjne warzywa zapiekane z kozim serem (choć liczyłem, że sera będzie nieco więcej) z balsamico - staraliśmy się o nie nie pobić. najsłabszym punktem były kalmary - ot, nic nadzwyczajnego, a w dodanych do nich aioli chyba zapomniano czosnku. a o rewelacyjnej, prawdziwie orzechowej szynce już wspominałem.
chyba przychodząc kolejnym razem, poprzestanę na tychże tapas.
największy zawód sprawiła nam paella nera (i dlatego tylko 4 gwiazdki za jedzenie). po pierwsze w smaku wyraźnie pożałowano wywaru ze skorupiaków, no i nie dosolono. w rezultacie paella była bez wyrazu, mimo że bogata w stworki morskie. to jedyne danie, które zostało niedojedzone. a - porcja, jeśli bierze się przystawki, wystarcza na 3 osoby.
jako że dzień był szaleństw kulinarnych, to zdecydowaliśmy się na polski antrykot - do zjedzenia na dwóch. kilogramowa porcja mięsa z kością, idealnie zrobionego (jak miło wiedzieć, że ktoś potrafi podać dużego steka medium rare), bez zbędnych przypraw - a samo mięso znakomite, stawiające lekki opór zębom (czyli bez zmiękczaczy) o mocno wołowym smaku. jeden z najlepszych steków, jakie jadłem w naszym kraju i moim zdaniem zacznie przewyższający "antrykot z czerwonej wołowiny na dwoje" z butchery and wine - choć w tej samej cenie. za taką porcję trzeba zabulić 180 zł. warto.
no i wino - wybraliśmy rewelacyjne ribera del duero, crianza po 120 zł. no to minus restauracji w naszym kraju, w hiszpanii za to samo zapłacilibyśmy w knajpie 20 euro.
o deserach nie mogę niestety wyrazić się dobrze, choć znajomi, którzy wzięli sernik, mlaskali nad nim z przyjemnością. ale żeby podać creme brulee jako creme caramel to skandal. to zupełnie inne danie - co więcej, creme caramel uwielbiam, a brulee raczej omijam - nie odpowiada mi jego rzadka konsystencja.
obsługa bardzo sprawna i kompetentna - uważna i pomocna w wyborze. to nie takie częste w naszym mieście.
ogólnie na pewno warto wrócić, bo jedzenie proste a wysokiej klasy, mimo że dobrze mieć przygotowany pełniejszy portfel. na dwójkę, z tańszym winem i bez steka, można się zmieścić w 200 zł.