miało być pięknie, wyszło dość ciężko.
na wystrój w sumie nie zwróciłam uwagi, bo zaraz pognaliśmy na antresolę.
pan kelner mówił ładnie i z sensem i oczywiście na temat, ale niekiedy przydługo.
talerz tapas był malutki, miał być na 4 osoby, z trudem się podzieliliśmy. ale przyjemne, ciekawe smaki. chociaż szynki z kaczki mogłoby być więcej, niż dwa mikroskopijne ścinki - ciężko w ogóle poczuć smak.
a teraz do sedna - drugie dania. mięso.
prezentacja mięsa oczywiście wspaniała - aż się oczy śmiały do wielkich steków.
tylko, że przyjechały chłodne. letnie. pan kelner oczywiście zamiast natychmiast przeprosić, wytłumaczył, że to dlatego, że muszą poleżeć. ja wiem, że muszą. ale niech nie leżą czekając, aż zrobi się reszta potraw. kolejność powinna być odwrotna.
natomiast giczka jagnięca mojej mamy i ogon, który zamówił tata były wyśmienite, mięciutkie, delikatne, prawie do smarowania. rewelacja.
w dodatkach zamiast białych - zielone szparagi, porque?
zupełnie bez zarzutu były desery - crema catalana i ciasto czekoladowe. pyszności.
co do wina. cóż, nie znam się, przyznaję. poprosiłam mamę, żeby wybrała jakie jej zasmakuje. a że zapewne nie wypada pytać o cenę butelki proponowanej przez kelnera, bo przecież wstyd - niechcący kupiłam wino za 230 zł. smakowało, ale twarz wydłużyła mi się znacznie, gdy ujrzałam rachunek. i żeby wszystko było perfecto, nie żałowałabym, ale chłodnego mięsa za takie pieniądze nie odpuszczę. 2 gwiazdki w dół.
w sklepie obok, również należącym do restauracji, to samo wino 60 zł taniej. za 20 zł 20 dkg pysznego chorizo i porcja wielkich oliwek z pestką. polecam zdecydowanie.