tym razem miałem okazję brać w tym lokalu udział w 'imprezie zorganizowanej' czy jak kto woli 'obiedzie proszonym'. impreza odbywała się w małej sali oddzielonej od sali głównej pzesuwnymi drzwiami. menu było ustalone – tak,żekażdy znalazł w nim coś dla siebie.
w ramach przystawek - pięknie wyglądający tatar udekorowany jajkiem przepiórczym i kaparami, śliwki zapieczone w boczku wędzonym, roladki z cukinią mozarellą i suszonym pomidorem oraz buraki ćwikłowe+kozi ser, no i król przystawek a raczej królowa – wędzona kaczka na grzance z dodatkiem gruszki marynowanej w winie i miodzie.
dania główne – to pierś kacza z kluskami i modrą kapustą, halibut w domowej roboty ajwarze, przepiórka nadziewana cielęciną i kasztanami i klasyka klasyk – pierogi ruskie podane ze śmietaną, ale też pierogi z mniej klasycznym szpinakiem.
smak specjałów podkreślały wina białe i czerwone, portugalskie i włoskie a lepsze trawienie zapewniał pan baczewski :)
dużo, pięknie, kolorowo, smacznie – warto było skorzystać z zaproszenia. szkoda tylko,żewielu z tych specjałów nie znajdziemy w karcie... były przygotowane na specjalne zamówienie. może jednak uda się choć halibuta w ajwarze albo wędzoną kaczkę na grzance wprowadzić? jak widać – szef kuchni nie tylko radzi sobie świetnie nie tylko ze smakami klasycznymi :)
duże uznanie dla kelnerów, którzy z wielką cierpliwością opisywali „co jest co” i doradzali przy wyborze jadła i stosownego napitku.
(wizyta dnia 17.03.2015)
_____________________________________________________
przytulnie, elegancko, smacznie... widać,żegotuje tu mistrz. w duszne burzowe popołudnie miło powspominać czasami chłodniejsze popołudnia. tamto lutowe niedzielne popołudnie spędziliśmy we wrocławskiej restauracji „okrasa”. byłem tam już wcześniej i wiem,żenazwa nie ma nic wspólnego ze znanym z tv mistrzem kuchni. „okrasa” ma zapewne własnego mistrza. :)
wiatr, chłód, ciemno, odwilż – za oknem, a w środku – ciepłe kolory, przyjemna dla ucha muzyka, świeczki. karta ładnie wykonana i urozmaicona – kuchnia polska dominuje, ale nie tylko jej możemy tu spróbować. na pierwsze danie zamawiam krem z dyni z serem solankowym.
niezła kompozycja smaków (po tym poznać mistrza) – nieco słodko (od dyni), nieco słono (od sera), wyczuwalny pieprz. porcja wydaje się niewielka, ale okazuje się dość syta.
główne danie – halibut na plastrach buraczków z sosem porowym i do tego ziemniaczki zapiekane z rozmarynem.
ziemniaczki jak ziemniaczki – dobre, ale halibut... wprost rozpływał się w ustach... po raz kolejny przekonałem się też,żesos porowy bardzo dobrze pasuje do ryb morskich. buraczki nie były jedynym dodatkiem – na talerzu znalazły się również marynowane grzybki i kawałki pora (te raczej tylko jako dekoracja). własny mistrz kuchni pokazał nie tylko swój kunszt kulinarny, ale również za kompozycję dodatków i dekorację dania należy mu się podziw.
na deser w ramach kuchni międzynarodowej wybrałem tiramisu. nie pożałowali ani kawy, ani serka mascarpone, niczego nie pożałowali... choćby na samo tiramisu i kawę (nie tylko w kuchni, ale i na barze widać mistrzostwo) warto tutaj przyjść.
obsługa fachowa, jedzenie pięknie podane i co najważniejsze - świetnie przyrządzone, cena jak na takie jedzenie i lokalizację – rewelacja. no i ta przytulna atmosfera w takie szare i mokre zimowe popołudnie – bezcenna!