nasza wczorajsza wizyta była drugą w kieliszkach. po raz pierwszy byliśmy tam tuż po otwarciu. wtedy bardzo nam się tam spodobało i postanowiliśmy po jakimś czasie wrócić.
świeże wrażenia również są bardzo pozytywne. generalnie - oceniam wizytę na plus, zarówno pod względem kulinarnym, jak i atmosfery, choć nie obyło się bez drobnych minusów.
zacznę od tego, co jest super, choć niekulinarne - zapełnienie lokalu. akurat należę do osób, które preferują miejsca pełne ludzi i za wszelką cenę omijają puste restauracje, dlatego zajęcie na poziomie 100% jest czymś, co zdecydowanie podnosi moje wrażenia. poza tym wystrój, w tym oświetlenie - dla mnie świetne.
a teraz o jedzeniu, a popróbowaliśmy sporo, bo każe z nas po 3 x przystawki + deser.
generalnie było bardzo dobrze z jedną istotną wpadką. absolutnie doskonałe danie to placek ziemniaczany ze śmietaną i ikrą. była to - moim zdaniem - rewelacyjna wariacja na temat placka. był kompletnie inne niż wszystkie zjedzone przeze mnie do tej pory placki. niezwykle smaczny, barrrdzo ziemniaczany, z chrupiącą skórką. bomba! aż żałowałam, że danie nie ma statusu głównego i nie jest go dwa razy więcej. bardzo ciekawa była zupa szczawiowa, również w innym stylu niż wszystkie mi dotąd znane. bardziej świeża, czysta, mniej śmietanowa. mąż szczególnie chwalił sobie karczochy z aioli. myślę, że jego opinię najlepiej podsumuje stwierdzenie: "nie przypuszczałem, że karczochy mają tyle smaku". danie jest bardzo proste, ale broni się smakiem samego produktu. to danie można wybrać w wersji małej i dużej. smaczne były również: tatar (podany nieco inaczej niż zwykle) oraz szparagi.
totalną porażką była natomiast grillowana sardynka. nie pamiętam już nawet, jakie dodatki jej towarzyszyły, ale sama ryba zawiodła na całej linii. przede wszystkim - dominacja ości, nad którymi kompletnie nie dało się zapanować (zwłaszcza przy tym ciemnym, i bardzo pięknym skądinąd świetle). może ktoś pokusiłby się o zjedzenie takich cienkich sardynkowych ości. ja jednak nie. rybie można wybaczyć taką szkieletową dominację, gdyby miała... dobry smak. niestety sardynka w kieliszkach nie miała. było jej mało, nie wyróżniała się żadnym smakiem. prezentacja również nie zachęcała do konsumpcji.
ale wszystko, co opisałam powyżej, praktycznie przestało się liczyć, kiedy na stole wylądowało absolutne arcydzieło deserowe: krówka z orzechami i sorbetem czekoladowym! to było mistrzostwo świata i chociażby dla tej potrawy (+ cudownego placka ziemniaczanego) warto wrócić do kieliszków. wspaniałe, nie za słodkie, cudownie skomponowane danie. do dzisiaj o nim rozmyślam.
wino, zgodnie z przewidywaniami, na plus. ogromny wybór. rozpiętość cenowa w kierunku... cen wyższych, więc warto kontrolować propozycje przedstawiane przez panów kelnerów.
generalnie - miejsce lubimy, polecamy i będziemy wracać.
aaa, jeszcze jedna rzecz. po wejściu do lokalu czuć bardzo przyjemny, zachęcający i pobudzający zapach wędzonych potraw. trzeba jednak mieć świadomość, że zapach ten może wyjść wraz z nami na ubraniu po zakończeniu kolacji. jeśli komuś taki bonus przeszkadza, warto uwzględnić to przed wizytą przy doborze garderoby ;-)