w piątek wieczór chcieliśmy we trójkę wypić sobie wino lub drinka, a do tego coś przekąsić - bo dwie trzecie towarzystwa było po treningu, stąd istniała pilna potrzeba uzupełnienia kalorii. padło na centrum zarządzania światem i szczerze mówiąc dziwią mnie bardzo pozytywne opinie na temat tego miejsca, bo mnie nie urzekło jakoś szczególnie.
klimat w środku jest przyjemny, rozkład stolików ewidentnie został przemyślany, do wyboru też miejsca na podeście (niestety podczas naszej wizyty wszystkie zajęte), na widoku spory bar. mimo ciekawej karty drinków w całkiem przyzwoitych cenach, stawiam klasycznie na prosecco (10 zł), a do jedzenia w pierwszej chwili sałatkę z kurczakiem i awokado, którą decyduję się zamienić na gorąco polecaną przez panią kelnerkę sałatkę z krewetkami. do dań z krewetkami jestem z góry uprzedzona, bo zazwyczaj liczba krewetek jest wysoce niesatysfakcjonująca w kontekście cenyzaporcję, ale postanowiłam zaryzykować.
no i szczerze mówiąc, mogłam zostać przy tym kurczaku. krewetki smaczne sztuk czterech, natomiast poza nimi w sałatce żadnych konkretów. jak można się najeść mixem sałat, świeżym ogórkiem, szatkowanymi ziołami i maksymalnie dwoma łyżkami kaszy jaglanej? toż jedynym źródłem kalorii w tej sałatce był vinegrette i kwartet krewetek. nie powiem, że płacąc 32 złzadanie liczyłam jednak na to, że będę nim najedzona, a tak to dopchałam się podanym do niej chlebem, dopiłam wino i poleciałam ratować się pizzą już w innym lokalu. zupełnie nie-fit i nieekonomicznie mi ten piątkowy wieczór wyszedł, no ale cóż, czasem tak bywa.
niestety pomimo sympatycznej atmosfery ja do centrum zarządzania światem raczej nie wrócę. ceny jedzenia są szczerze mówiąc dość wygórowane, a zaznaczam, że jednak znajdujemy się w tańszej lokalizacji niż chociażby śródmieście. drinki faktycznie są bardziej przystępne cenowo niż w większości znanych mi miejsc, ale że ja do alkoholu lubię coś podjeść, to pewnie w celu połączenia tych dwóch potrzeb pójdę gdzie indziej.