dzięki zaproszeniu #zomatopl na #zomatomeetup miałem okazje zajrzeć do mokotowskiej restauracji #casablancwaw.
restauracja zaproponowała nam 2 przystawki, 3 dania główne oraz 2 desery do wyboru. na wstępie dostajemy po kieliszku prossecco co jest miłym akcentem, zawsze jest fajnie zacząć od bąbelków :)
zaczynamy od przystawek pierwsza z nich to ceviche z dorsza, z granatem, kolendra, mlekiem tygrysi m i chilli. dostaliśmy kilka talerzyków z tą przystawką i każdy był inny, mi niestety zapadłą najbardziej w pamięci porcja, która byłą niejadalna. ryby nie dało się przełknąć niestety, osoby próbujące tę porcję musiały wypluć te kęsy. przystawka nie równa, bez szału, ryba średnio wyczuwalna - bardzo odradzam. druga przystawka to hiszpańskie krokiety z serrano i aioli, fajna rzecz do piwka, ciężka i tłusta , nie każdemu przypadła do gustu - podobno w pewnych okolicznościach cześć pań miała by na nią ochotę :). niestety tu też ten sam problem co wcześniej, krokiety bardzo nierówne, nasze były ok ale druga porcja mocno przesolona, skosztowałem pół krokieta, pamiętam tylko słony posmak.
zaserwowane dania główne to poliki wołowe, z pure z batatów, z kaszą gryczaną, marchwią i jarmużem (tu praktycznie niewidoczny). łosoś jurajski, soczewica, fasola edamame, pak choi i sos wasabi oraz ragout z cieciorki. same poliki super miękkie ale brakowało to smaku i doprawienia, pure bardzo dobre. co od ryby, która żyję podziemnych wodach, na mnie wrażenia nie zrobiła, brak konkretnego smaku, za to ugotowana w punkt, bardzo ładnie się rozwarstwiała, pak choi jak zawsze pucha, fajna fasolka, na minus sos wasabi, bardzo delikatny - wydaje mi się, ze ostrzejszy sos dodałby kopa tej rybie, bo niby technicznie wszystko ok ale brakowało smaków. na koniec ragout - taka pozycja nie powinna znaleźć się w menu, jeżeli jest to pozycja, która może zaspokoić vegan/vegetarian to raczej nieudana . tutaj poruszę kwestie cen, w menu poliki są po 49zł, łosoś 55zł, a ragout za 30zł, jak na moj gust ceny sa dosyć wysokie 55zł za łososia... drogawo.
na deser dostajemy mus kokosowy z sorbetem cytrynowym oraz mille feuille z ciasta kataifi z słonym karmelem i jabłkiem w winie. mus z sorbetem bardzo dobry ale mf to nie mój smak, a jabłka w winie bardzo przeciętne.
sama restauracja bardzo fajna i ciepła, chce się tam przebywać, obsługiwały nas dwie panie, tutaj potrzeba trochę więcej szkolenia, zamówione wino przyszło po daniach głównych, było parę mikro niedociągnięć, fakt było nas 12 osób ale lokal nie był pełny wiec spodziewałem się lepszego traktowania. na komentarz do ceviche pani się obruszyła, ale niestety nie wróciła od nas z odpowiedzią co poszło nie tak z tym daniem. ubolewma jeszcze nad tym, że nikt od nas nie wyszedł i nie opowiedział tochęo tych daniach, dlaczego takie wybory itp., zabrakło tu interakcji ze strony restauracji.
nie wiem, czy to trema zjadła chefa ale dania były nierówne, a nie oszukujmy się nie jest to kuchnia molekularna.
cała kolacja bardzo miła, fajni ludzie, zawsze super spotkać z fascynatami dobrego jedzenia, mam nadzieje, ze do zobaczenia.