zappio restaurant & pub


İçinde "po" olan yorumlar
4
4.3
derwisz
4
9 yıl önce
śródmieście
tajemnice starego domu. lokal mieści się w jednej z niewielu ocalałych z pożogi wojennej kamieniczek włoskiego kupca, osiadłego tu z rodziną na stałe przed wiekami. i jest to restauracja hotelowa przy urokliwym hosteliku, zwanym dom zachariasza zappio. stanąłem tu na popas, aby nie obciążać kuzynów ipozameldowaniu wszedłem do wnętrza, mimo że na ulicy kusił ogródek. wysoka sala ma autentyczne stare mury pokryte tynkiem, z wiszącymi fotosami i planami starego miasta. dwa eleganckie, brązowe, bogato rzeźbione stare kredensy, dwa ozdobne metalowe wieszaki, pod ścianą ława, a pod oknem kanapa. są i stoły przykryte białymi albo kraciastymi niebieskimi serwetami. na nich urocze wazoniki na lampki oraz żywe herbaciane róże!

kiedy byłem, obok siedziała tylko jakaś młoda para, konsumująca cichutko oraz pan singel z piwem. natomiast klimat jak zwykle tworzyła znakomita muzyka typu swing i blues, sącząca się z głośniczków. dla mnie pasowało to do tego autentycznego starego budynku, tworząc refleksyjny nastrój.
ponieważ spieszyłem na kolację u kuzynów, zamówiłem tylko cydr miłosławski za 8 zł. na paluszkach usługiwał pewien szczupły i wysoki, dość stremowany młodzieniec, nieśmiało tłumacząc, że jest nowy...

z otrzymanej karty warto polecić indyka w rabarbarze za 27 zł, potrawkę z dzika z prawdziwkami za 39, gicz cielęcą pieczoną w miodowym piwie za 42. goście hotelowi mają tu rabat 20 procent...
ale nie na koktajle, których wybór jest niesamowity. ot, choćby white russian, z wódką, kahlua, śmietanką posypaną gałką muszkatołową... albo mocne zombie z rumem, likierem orange, podawane w szklanej czaszce z płonącym absyntem! uch! ten stary dom musi kryć niesamowite tajemnice...
0
odyseusz
5
9 yıl önce
śródmieście
smakowity zaułek zachariasza zappio. zwiedzanie gdańskiej starówki podczas jarmarku dominikańskiego nie jest dobrym pomysłem, bo męczące to i uciążliwe, ale tak wyszło. oczywiściepokilku godzinach pieszych przechadzek trzeba było zaspokoić narastający głód, i zaczęliśmy poszukiwania jakiejś kameralnej knajpki. smakosze wiedzą, że takiej trzeba szukać w bocznej uliczce, a nie na głównym deptaku.
w ten sposób trafiliśmy z moim towarzystwem do domu zachariasza zappio, gdzie w zabytkowej kamienicy, oprócz hostelu, jest restauracja i bar.
ponieważ ciepło, to siadamy w bardzo miłym ogródku z widokiem na tyły kościoła św.jana.
jako mieszkańcy środkowej polski spragnieni jesteśmy tego, co pływa w morzu, a zatem zamawiamy ryby.
filet z dorsza w sosie cytrynowym rozpływał się w ustach, w towarzystwie zapiekanych ziemniaków i surówki. wszystko właściwie doprawione i podane.
ci, co jedli smażoną flądrę też byli bardzo zadowoleni z wyboru. chcieliśmy jeszcze spróbować śledzie smażone w majeranku, ale podobno cieszyły się takim wzięciem, że w niedzielne popołudnie już ich przy-brakło w kuchni.
młoda żeńska obsługa, bardzo miła i uczynna. należało by panie ocenić na piątkę, ale niestety nie wiedziały, kto to taki zachariasz zappio, pod szyldem, którego przyszło nam biesiadować. brakowało trochę informacji na temat tego gdańskiego kupca i fundatora, którego historia sięga xvii wieku, a doczesne szczątki wraz z rodziną, spoczywają we wspomnianym kościele św. jana.
wystrój lokalu trudno nam oceniać, gdyż głównie przebywaliśmy w kameralnym ogródku. aczkolwiek w drodze do toalety, rzuciłem okiem na klimatyczny bar w piwnicy, który nie jednego wciągnie tu na dłużej.
w każdym razie, patrząc na menu, nie omieszkamy spróbować w przyszłości innych specjałów, tej dobrze się zapowiadającej gdańskiej kuchni.
0
jestemzosia
4
10 yıl önce
śródmieście
nowe odkrycie, totalne zaskoczenie. pogoda na zewnątrz niesprzyjająca, mypocałym dniu pracy szwendamy się jednakpouliczkach starówki. mamy ochotę coś zjeść, ale nie chcemy odwiedzać kolejny raz naszych ulubionych lokali. mamy ochotę na coś nowego.
przy kościele jana "koziołek" z informacją o lokalu, ja chcę zaryzykować, bo świta mi, że ktoś coś kiedyś wspominał miło. połówek stanowczo napięty się krzywi, że to nie wróży nic dobrego. wchodzimy, wnętrze hostelowe, cisza, spokój... okazuje się, że zejście do restauracji jest dalej - w głąb budynku. dziwnie jakoś. niepewnie schodzimy w dół... i naszym oczom ukazuje się bardzo przyjemne, kameralne, ceglaste, piwniczne wnętrze z kilkoma stolikami i barem... hmmm... milusio.
bardzo miła pani zaprasza. siadamy. jesteśmy sami, dostajemy karty. w mojej głowie pojawia się myśl, czy zamawiać cokolwiek, skoro jest tu tak pusto? zaryzykujemy.
postanowiliśmy na ryby. i to był strzał w 10!
za chwilę przed nami ląduje tatar ze śledzia, całkiem smaczny.poczym otrzymujemy naprawdę solidne porcje przepysznej ryby: dorsz w sosie pietruszkowym (ach, co za sos!) oraz sum w borowikach.
nie wiem, które danie lepsze. obydwa zachwycają smakami.
dobrze dodane dodatki. świeżutka sałatka.
duży wybór piw, także regionalnych oraz innych napojów, zarówno z alkoholem i bez.
ach, jak przyjemnie. wrócimy tu niebawem :).
0
oturum aç
hesap oluştur