smakowity zaułek zachariasza zappio. zwiedzanie gdańskiej starówki podczas jarmarku dominikańskiego nie jest dobrym pomysłem, bo męczące to i uciążliwe, ale tak wyszło. oczywiście po kilku godzinach pieszych przechadzek trzeba było zaspokoić narastający głód, i zaczęliśmy poszukiwania jakiejś kameralnej knajpki. smakosze wiedzą, że takiej trzeba szukać w bocznej uliczce, a nie na głównym deptaku.
w ten sposób trafiliśmy z moim towarzystwem do domu zachariasza zappio, gdzie w zabytkowej kamienicy, oprócz hostelu, jest restauracja i bar.
ponieważ ciepło, to siadamy w bardzo miłym ogródku z widokiem na tyły kościoła św.jana.
jako mieszkańcy środkowej polski spragnieni jesteśmy tego, co pływa w morzu, a zatem zamawiamy ryby.
filet z dorsza w sosie cytrynowym rozpływał się w ustach, w towarzystwie zapiekanych ziemniaków i surówki. wszystko właściwie doprawione i podane.
ci, co jedli smażoną flądrę też byli bardzo zadowoleni z wyboru. chcieliśmy jeszcze spróbować śledzie smażone w majeranku, ale podobno cieszyły się takim wzięciem, że w niedzielne popołudnie już ich przy-brakło w kuchni.
młoda żeńska obsługa, bardzo miła i uczynna. należało by panie ocenić na piątkę, ale niestety nie wiedziały, kto to taki zachariasz zappio, pod szyldem, którego przyszło nam biesiadować. brakowało trochę informacji na temat tego gdańskiego kupca i fundatora, którego historia sięga xvii wieku, a doczesne szczątki wraz z rodziną, spoczywają we wspomnianym kościele św. jana.
wystrój lokalu trudno nam oceniać, gdyż głównie przebywaliśmy w kameralnym ogródku. aczkolwiek w drodze do toalety, rzuciłem okiem na klimatyczny bar w piwnicy, który nie jednego wciągnie tu na dłużej.
w każdym razie, patrząc na menu, nie omieszkamy spróbować w przyszłości innych specjałów, tej dobrze się zapowiadającej gdańskiej kuchni.