weekendowe wypady nad morze asącudowne, zwłaszcza jeśli trafi się na dobrą, słoneczną pogodę. podczas ostatnich odwiedzin trójmiasta temperatura sprzyjała nie tylko do spacerów po plaży, ale i siedzenia w restauracyjnych ogródkach 😄 nie spodziewaliśmy się tylu otwartych smażalni poza sezonem i... tylu ludzi. tuż przy wyjściu z plaży w brzeźnie natrafiliśmy na zagrodę rybacką, która co prawda typową smażalnią nie jest, bo zdecydowanie zasługuje na miano restauracji, ale główny punktem w menu są smażone ryby. zachęcił nas marynistyczny, przyjemny wystrój, spory, zadbany ogródek i multum klientów.
menu to nie tylko ryby, ale i zupy (choć rybna oczywiście też jest ;)), pierogi, makarony czy sałatki.
obsługa sympatyczna, ale zarówno na przyjęcie zamówienia, jak i realizację czekaliśmy bardzo długo - razem prawie godzinę. nie lubimy (a ktoś lubi?) dopraszać się o podanie dań, ale nie mieliśmy wyjścia, skoro państwo zamawiający ryby po nas praktycznie już zdążyli je zjeść.
na początek wybraliśmy rozgrzewający krem z dyni z pestkami prażonymi w cynamonie - świetne, dosyć zaskakujące w smaku połączenie.
ryba smażona niestety nas rozczarowała - mimo dobrego wysmażenia, flądra nie smakowała jak... flądra; nie miała charakterystycznego posmaku ani zapachu, a mięso było suche. całość trochę podratowały dobre ziemniaczki, masło czosnkowe i surówka.
ocenę zaniża smak ryby (a skoro to restauracja rybna, wymagania były uzasadnione), a szkoda, bo wystrój, atmosfera i lokalizacja są aż wymarzone do relaksu przy obiedzie czy kolacji. mimo tej wpadki uważam,żezagroda zasługuję na jeszcze jedną szansę, choć nie wiem czy dałabym się namówić na smażoną rybę.