jestem w poszukiwaniu posiłku doskonałego. rozmaite zakłady gastronomiczne karmiły mnie raz lepiej, raz gorzej, najczęściej największą zaletą posiłku było to, że nie musiałam go sama ugotować. czy w życiu coś więcej niż carpaccio z buraka? postanowiłam odwiedzić restaurację wyróżnioną gwiazdką michelina, żeby poznać prawdę o jedzeniu.
odpowiedź krótka: tak. ciekawe połączenia smaków, doskonała prezentacja, kulinarne żarty pod koniec posiłku, bardzo interesująca tekstura posiłków, szczególnie żelowe kuleczki wybuchające w ustach. wieczorem restauracja podaje menu degustacyjne złożone z siedmiu albo dziesięciu tzw. momentów. jako wegetarianka dostałam pięć, ponieważ restauracja specjalizuje się w rybach i mięsach. zostałam o tym uprzedzona. w rezultacie w moim menu mocno reprezentowane były desery, a w mniejszym stopniu dania wytrawne.
menu jest sezonowe i w związku z tym nie ma sensu zachwalać konkretnych dań.
atmosfera w restauracji jest dość luźna. obsługa dostosowuje się do klienta i jest bardziej formalna lub żartuje, chętnie rozmawia o daniach, dobrze mówi po angielsku. każde danie jest podawane ze sztućcami, więc jeżeli ktoś boi się rzędu sztućców i kieliszków, z których nie wie, który wybrać - spokojnie, nie ma tego problemu. kolejne dania - momenty budują ciekawą przygodę kulinarną. orgazmu kulinarnego nie przeżyłam, ale spędziłam bardzo miły trzygodzinny wieczór, zakończony wspaniałym żartem gastronomicznym - jadalnym cygarem, które smakowało tak, jak cygaro pachnie.
rachunek bez wina, z kawą i herbatą, był bardzo wysoki, ale na pewno nie potrafiłabym przygotować tego, co mi podano, więc nie straciłam wiary w to, że jest jeszcze lepsze jedzenie poza tym, co mi serwują w warszawie po trzydzieści kilka zyla.