sagarmatha nepal to bardzo specyficzne miejsce :), czytałam opinie przed odwiedzeniem, ale rzeczywistość i tak mnie zaskoczyła.
położona jest w okolicy gorczewskiej, w blaszano-kartonowym baraku zaraz obok kebabu. w środku dwa stoliki po 3 miejsca, w tym jeden pod lada i na szlaku komunikacyjnym i jeden parapet, maksymalnie 4m2 powierzchni, przed lokalem dwa stoliki, jeden z dwoma krzesłami barowymi, jeden mocno zużyty z platikowymi taboretami. byliśmy z wozkiem i śpiącym dzieckiem, wiec siadanie w środku nie wchodziło w grę, a na zewnątrz, dwa metry obok akurat odbywały się huczne rozmowy i przepychanki lokalnych rzezimieszkow w liczbie około 10. juz prawie zamówiliśmy na wynos :). udało się jednak zachować zimną krew i zdecydowaliśmy się na kurczaka w sosie śmietanowo-orzeszkowym, jagniecine z czerwonym tajskim curry, dwa rodzaje paranthy i dwa rodzaje lassi. ku naszemu zdziwieniu, dostaliśmy tez czekadelko w postaci papadamow z pysznym sosem miętowym na ostro i jakimś lejacym ostrym. podanie wolało pomstę do nieba, ale byliśmy wdzięczni, bo głodni, zresztą papadamom nic nie można było zarzucić. ku naszemu kolejnemu zdziwieniu, dania główne podano z ryżem, gdybyśmy wiedzieli, nie zamówiliśmy paranth, zapowiadała się zatem ostra wyzerka. jagniecina w czerwonym tajskim cuŕry była dobra, chociaż nie przypominała klasycznego curry tajskiego, miała dużo mleczka kokosowego, była rzadka, prawie bez warzyw, mięsa było dużo i porcja tez była spora. kurczak w sosie orzeszkowym był wyśmienity! kremowy, gesty, słodki, idealny. ryż podany do dan bardzo dlugoziarnisty, aż się zawijal, jak makaron. paranthy również nie przypominały tych, które znam z kuchni indyjskiej, były dość tłuste, bo smażone na patelni, nie w tandoori, jedne nadziewane serem, drugie w środku miały tylko przyprawy, nie bardzo wyraziste w smaku, ale bardzo dobre. porcja duża.
na koniec mango lassi, to klasyczne miało dziwny, rozowawy kolor, wersja z kokosem smakowała gorzej, ale kolor miała bardziej zwyczajny. ale obydwa wypilismy do końca, mimo, że byliśmy już bardzo najedzeni.
wszystko oprócz papadamow podane było w jednorazowkach, obsługiwała nas hinduska kelnerka, która dość dobrze komunikowala się po polsku, nie mogę nic zarzucić obsłudze.
jestem zadowolona z przygody, lokalne rzezimieszki w trakcie posiłku zyczyly nam 'smacznego', syn się nie obudził, najedlismy się jak bąki, zapłaciliśmy z pewnoscia najniższy rachunek (83zl) kiedykolwiekzakuchnie indyjska, a smakowalismy jednych z lepszych potraw tego typu w warszawie.
na koniec ciekawostka, akurat byliśmy świadkami dostawy, która przyjechała taksówką, wszystkie składniki oprócz chińskiego czosnku wyglądały na dobrej jakości, była tam też prawdziwa tajska kolendra, która bardzo pysznie czuje się w paranthach.
polecam mocno, mam nadzieję, że można zamówić z dowozem, trzymam kciuki, by się utrzymali.