wiele osób chwali tu śniadania, ja tymczasem wybrałem się ze znajomymi do r20 na kolację. trochę w ciemno, bo na stronie restauracji nie sposób dowiedzieć się czegoś o serwowanych tu daniach czy koncepcie. oczywiście wiedziałem, kto jest właścicielem i byłem tu kiedyś o poranku, dlatego nie do końca uznałem to za ryzyko. zaczęliśmy dość wcześnie, bo o 18:00, musieliśmy chwilkę poczekać na dopiero drukujące się karty. menu nie jest długie, ale dosyć zróżnicowane. znajdą w nim coś dla siebie fan fine diningu, ryb, mięs i dziwnych połączeń smakowych. w karcie win nie ma niczego z nowego świata, ale włochy i hiszpania dają potężne możliwości wyboru. dobrze przeszkolona w aspekcie wine pairingu jest także obsługa r 20, ale do tego dojdę potem.
zaczynamy od kieliszka prosecco w ramach aperitifu, lokal nie serwuje niestety żadnych koktajli, także aperol nie był dostępny. taki koncept, rozumiem. udało się zmontować za to szprycer i tu duży plus dla obrotnej i bardzo sympatycznej kelnerki, pani justyny, która uśmiechem i poradą towarzyszyła nam przez cały wieczór. miałem ochotę na mocne, pełne tanin wino w klimacie malbeca lub carmenere, polecono mi kupaż od sprawdzonego, włoskiego dostawcy cos z toskanii i był to dobry, choć nie najtańszy wybór. wino wymagało nawet podwójnej dekantacji, ale pokazało pazur i dzielnie zniosło konsumowane mięsa, kiedy tylko nabrało nieco tlenu. plus numer dwa!
w ramach czekadełka na stół wjeżdża wypiekane na miejscu pieczywo z masłem solonym oraz drugim, wyrabianym z domieszką słodu jęczmiennego. chwilę później - selekcja amuse bouche, w tym m.in. marmolada z czerwonej cebuli na cieście francuskim. wysoka jakość, staranne wykonanie, przyjemnie zaostrza to nasz apetyt. kiedy wino jeszcze oddycha w karafce, zaczynamy od troci, foie gras na brioszce z sosem zabajone, morwą, jabłkiem i obłędnie smacznym kaczym sercem oraz tatara. gęsie wątróbki są genialne, aż ciężko powstrzymać się od wylizania talerza ;) znajomi chwalą też swoje wybory, choć dla tych, co nie lubią koperku, troć może być nieco zaskoczeniem, bo ziołowej pianki przy niej całkiem sporo. dania główne to w naszym przypadku jedyna dostępna w karcie ryba (kulbin) z mulami i sosem bouillabaisse, sarna z jeżyną, kurkami i kukurydzą oraz polędwica wołowa z ziemniakiem, aronią i szpinakiem. różowość mięś współgra z ich doskonałym smakiem i fajną kompozycją na talerzu. czas płynie miło, a jako, że na desery ma się osobny żołądek zamawiamy także zestawy mascarpone/biszkopt/kawa/truskawka oraz solony karmel/czekolada/wanilia z imbirem. pierwszy to lokalna wariacja na temat tiramisu, ja sam konsumuję ten ostatni. solony karmel wylewa się z kamienia, wykonanego z napowietrzonej czekolady, lody waniliowe ze skórką pomarańczy fajnie łamią smak. porcja deseru mogłaby nawet być o połowę mniejsza, ale smak i jakość trzyma się na wysokim poziomie. w połączeniu z dobrą obsługą rozbrat 20 to miejsce, do którego chce się wracać.