widząc wszechobecną, lansowaną maksymalnie przez tvn magdę gessler, postanowiliśmy podczas wizyty w stolicy, odwiedzić kilka z jej licznych restauracji. przy okazji sprawdzić, czy wszystkie "złote i cenne" rady, których udziela innym restauratorom, mają odbicie u niej samej. wybraliśmy m.in. "polkę". mimo ruchu, jaki panował na pobliskiej starówce, wolnych miejsc w lokalubyłowiele. posadzono nas w sali trochę tandetnej, kiczowatej, ozdobionej kolorowymi malowidłami na ścianach i suficie, jak również sztucznym kwieciem, na którym osiadał kurz. obsługa była bardzo miła, nie mogliśmy nic złego jej zarzucić. zamówiliśmy zupę pomidorową z domowymi kluseczkami, placki ziemniaczane z kwaśną śmietaną, pierogi oraz sałatkę wiosenną z zieloną fasolką. jedzenie dostaliśmy po niedługim czasie. zupa pomidorowa bardzo przeciętna, niczym nie zachwycała, zwłaszcza swoim smakiem. sałatka to przerost formy nad treścią, jedynie sos, którym była oblana, naprawdę dobry. pierogi, które miały być duże jak dłoń, owszem były, ale jak dłoń nienarodzonego dziecka, w smaku dobre, ale bez fajerwerków. za to placki ziemniaczane naprawdę godne polecenia. najlepsze, jakie do tej pory jedliśmy, złociste i chrupiące o dziwnym posmaku, który nadawał im wyjątkowości.