nareszcie pierogi. oooo, pierwsza recenzja, trzeba zatem wszystko dokładnie opisać :-).
zatem na początku był chaos ...
... potem klub jazzowy (świetna muzyka, piwo do niej i jedzenie, którego nikt nie ryzykował). następnie jakiś dyskretny klub biznesmena, do którego strach było wejść, a co dopiero zamówić coś do zjedzenia.
w końcu z radością przyjmujemy pojawienie się pierogarni.
godziny wieczorne, na sali pełno, dwa stoliki wolne, zajmujemy dwuosobowy, pojawia się kelnerka, przesadza nas do czteroosobowego "będzie państwu wygodniej.". działanie nietuzinkowe, acz bardzo sympatyczne. kelnerka ostrzega, że na pierogi można czekać i pół godziny. nie ma sprawy, przyszliśmy zbadać nową restaurację i możemy siedzieć do zamknięcia. wnętrze przyjemne, gustownie urządzone, mistrzynie pierogów wyeksponowane, lepią pierogi na oczach gości (pewnie pomysł pani gessler z telewizyjnego serialu, mnie się nie podobał, ale ... de gustibus ...), wiek pań lepiących gwarantuje doświadczenie w branży. czas oczekiwania zabić można, książkami, grami, quizami, które są dostępne dla klientów (oni z tego naprawdę korzystają, obok nas pani grała w samotnika, a towarzyszący jej pan w coś na komórce, my bawiliśmy się w zgadywanki filmowe, w drugim końcu sali w ruch poszły jakieś gry planszowe). jest także kącik dla dzieci - kanapa, zabawki i te sprawy. z nudów można jeszcze zjeść zupę, wybieramy zatem żurek i zupę rybną. mikroskopijne porcje kontrastują z wysoką ceną, ale żurek jest tak wspaniały, że wart każdych pieniędzy, domowy zakwas, dwa gatunki kiełbasy, po prostu rewelacja. zupa rybna niepotrzebnie obrzucona krewetkami, które ją zdominowały. pierogi nie potrzebowały trzydziestu minut, pojawiły się dużo prędzej. największy zarzut polega na tym, że nie serwuje się zestawu kilku rodzajów pierogów "do spróbowania" (trudno, pójdziemy tam jeszcze raz). przemiła kelnerka twierdzi, że był taki pomysł, ale jeszcze go nie realizują (diabli wiedzą, czy to prawda, czy sprytna dziewczyna podchwyciła moją propozycję). pierogi smaczne (wybrałem borowiki z kapustą, a żona - maliny), byłem tylko zdziwiony ich niską temperaturą (osobiście nie muszę mieć gorących, ale znam ludzi, którym to będzie przeszkadzać). na deser gruszka w cieście francuskim (fatalna, ciasto twarde, gruszka zawalona cynamonem zabijającym wszystkie inne smaki) oraz szarlotka (klasycznie poprawna, gorąca, z lodami i bitą śmietaną). na koniec espresso i miłe zaskoczenie, do kawy podano wodę, espresso podwójne (polacy czują się oszukani dostając klasyczne espresso o objętości 25 g), ziarna niestety jakby nie były najwyższych lotów, ale za to cena... niespotykana. poniżej 1 euro, co trudno spotkać nawet w krajach "kawowych".
a zatem do cen. w sumie nietanio. szczytem chyba vino della casa po 16.50 zł za pół litra (kupuję dwa razy lepsze wino poniżej 5 zł za litr). szczęściem same pierogi w cenach chyba akceptowalnych, a biorąc pod uwagę ich smak - z pewnością warte swojej ceny. mnie do spróbowania pozostały jeszcze pierogi egzotyczne (koreańskie, chińskie), czy drożdżowe pieczone, zatem z pewnością przyjdę tu jeszcze, czego i wam z serca całego życzę. zjedzcie sobie pierogów, bo warto.