wystarczy przekroczyć próg hamsy, by dostrzec, że to miejsce modne, nowoczesne i prowadzone z pomysłem. wnętrze jest fajne, klimat przyjemny, przy stolikach mieszają się różne języki, a generalnie znalezienie wolnego miejsca w sobotę wieczór graniczy z cudem. nam się udało, ale wiele par chwilę później całowało już klamkę. karta obejmuje klasyki oraz bardziej undergroundowe pozycje kuchni izraelskiej. wina z izraela i polski dostępne w menu są dla mnie dużym i pozytywnym zaskoczeniem. ceny są raczej normalne, nie brakuje kraftowych piw i autorskich połączeń. jako, że oboje zmagaliśmy się z infekcją górnych dróg oddechowych, zacząłem wieczór od grzanego piwa z grejpfruitem, goździkami, świeżym imbirem a druga połowa zdecydowała sięnagrzany cydr, m.in. z dodatkiem świeżej żurawiny. oba napoje dotarły do nas po dobrym kwadransie, ale warto było czekać. jestem pewien, że były grzane jak należy, a nie razem z kuflem wsadzane do mikrofalówki, jak to często w krakowskich lokalach zimą bywa. szczególnie cydr był wyśmienity, później piliśmy także grzane wino, które było w moim odczuciu dość standardowe -naszczęście nie za słodkie, ale poza awizowanem w składzie rumie i odrobiną pomarańczy, nie wyczuwałem ciekawych smaków. zmontowaliśmy sobie zestaw mezze dla dwóch osób - hummus z harissą, falafel, do tego pasta z orzechów z dodatkiem papryki. pita i piklowane warzywa w zestawie. porcja w sam raznamały głód, jakość więcej niż przyzwoita, ale nie był to najlepszy falafel w mieście. obsługa jest sympatyczna i zaangażowana, choć zamawiając drugą kolejkę, to my szukaliśmy kontaktu z kelnerką.