właśnie wróciliśmy z hamsy. postanowiliśmy dać jej drugą szansę po ichniejszym pseudo-hummusie, którego mieliśmy okazję spróbować na którymś z krakowskich festynów.
muszę przyznać, że nasze (dość wygórowane) oczekiwania zostały w stu procentach spełnione. :)
zamówiliśmy zestaw 3 mezze (pięknie podany, a do tego mnóstwo oliwek). w skład wchodziły: babaganoush, labneh z za’atarem oraz jebneeh, wszystko bardzo smaczne, ale zdecydowanie najlepsze byly kulki z sera labneh, dosłownie rozpływały się w ustach.
po zjedzeniu mezze czułam się już w zasadzie najedzona, ale postanowiłam nie dawać tak szybko za wygraną i na stół wjechał tadżin kryjący keftę jagnięcą. nie jestem jakąś fanką mięsa, natomiast w tej postaci naprawdę bardzo mi smakowało, zjadłam wielką porcję jak na moje normalne, "mięsne" możliwości :).
co do obsługi, tutaj też nie mam żadnych zarzutów, kelnerka sympatyczna i dobrze znająca menu, co mimo wszystko przydaje się przy tak egzotycznej karcie.
jednym słowem złe wrażenie (prawie) zatarte i na pewno wrócimy! :)