śmiało mogę powiedzieć, że uwielbiam to miejsce. dlaczego? bo wystrój, atmosfera, lokalizacja na uboczu, obsługa i oczywiście pyszne jedzenie pozwalają mi się tu w pełni zrelaksować.
białe ceglane ściany przywodzą mi trochę na myśl greckie tawerny. poza tym jest przytulnie, ale przestronnie i kolorowo w dodatkach. z głośników sączy się przyjemna acz nieusypiająca muzyka. można usiąść z gazetą wewnątrz lub w ogródku i niespiesznie delektować się lekturą a nikt nachalnie nie będzie sugerował, że dłuższe przesiadywanie jest komukolwiek nie na rękę.
panowie z obsługi znają się na robocie, są kontaktowi i sympatyczni.
skorzystałam z zaproszenia od restauracji na dwie porcje grooli i dwa dowolne napoje (również alkoholowe).bardzopozytywnie zdziwiłam się na miejscu dowiadując się, że jedna porcja to całe dwa ziemniaki. czyli i ja i be(z)sos mogliśmy się porządnie najeść a do tego wypić pyszne rzemieślnicze piwa.
zamówiłam ziemniaka z kurczakiem po hawajsku oraz z łososiem i śmietaną. kucharz zapytał o dodatkową posypkę dla zwieńczenia smaku (świetny i zdrowy pomysł) więc wybrałam czarnuszkę i pestki słonecznika. m. podjął wyzwanie "męskiej propozycji" z kiełbasą, boczkiem i piklami oraz delikatniejszego ziemniaka ze szpinakiem i 4 serami.
danie z mięsem i ogórkiem, mimo że na wskroś polskie, to nie były moje smaki, ale obiektywnie było atrakcyjne. natomiast trzy pozostałe ziemniaki - niebo w gębie! chętnie przegryzałam raz jeden, raz drugi, "dryfując" między smakiem mięsa i ryby. kurczak był miękki, ananas świeży i soczysty, do tego dużo mego ukochanego curry w sosie. w życiu bym nie pomyślała, że ananas może pasować do kartofla...łosoś był delikatny, śmietanowy sos i ziarna pasowały do niego perfekcyjnie. same ziemniaczki były niczym puree w środku, a skórka warta spałaszowania. szpinak z serami był nałożony solidnie, smaki świetnie się przemieszały. myślałam, że dwa ziemniaki pozostawią pewien niedosyt a tymczasem ledwo wytoczyliśmy się z lokalu ;)
po konsumpcji wzięliśmy piwka w dłoń (polecam oryginalny smak z earl greyem) i przenieśliśmy się na dostępne przed lokalem leżaki, które dopełniły szczęścia. aż nie chciało się wracać do domu...
dobrze, że groole znajdują się na uboczu. tak blisko placu konstytucji, ale w zaułku na śniadeckich nawet na zewnątrz można w ciszy odpocząć. do tego te ceny...nie wiem dlaczego dotychczas każdego gościa z zagranicy zabierałam tradycyjnie do zapiecka na polskie smaki. od teraz wizyta w groolach będzie dla gości obowiązkowa. a sama z radością powrócę nie raz.