z zasady, bo to węglowodany, bo niezdrowe, bo tuczą...bo telewizja kłamie, no i zwłaszcza dlatego, że mi nie smakują...
tymczasem...
guzik prawda!
ziemniak ma swój potencjał, jest bogaty w witaminę c, beta-karoten, ma ciut witamin: h, k, b1, b2, b6 i pp. ma też sporo potasu i fosforu, w śladowych ilościach zawierają też magnez, wapń, żelazo, mangan, sód, fluor, jod i siarkę.
a węglowodanów moi drodzy mają tylko ok. 19 g i aż 3,1 g błonnika (na 100 g).
no i w tym miejscu smakują. i to jeszcze jak! nie jak u mamy, nie są rozgotowane i stłuczone, sprofanowane, są upieczone i doprawione... czym sobie tylko klient zażyczy.
pyszna, przypieczona skórka, miąższ wymieszany z masełkiem, do tego żółty serek i co ci w duszy, lub na podniebieniu gra. jadłam już 3 rodzaje: z bryndzą, tuńczykiem i kurczakowym curry.
i nie powiem, że jak na ziemniaka, to daje się zjeść, te ziemniaki są po prostu pyszne.
oceniać lokalu chyba nie będę, nie jest to bowiem restauracja, ani też restauracyjka. to takie małe, schowane miejsce o którym na razie wiedzą tylko wybrańcy... dwa stoliki wewnątrz i jeden dłuższy, ale nie to się liczy. tu nie przychodzi się na randkę czy potkanie towarzyskie, ale na groole!
i może coś o cenach, zamówiłam 1 ziemniaka a dostałam 2. dlaczego? bo tym razem przyszły mniejsze (sic! ledwie się na talerzyk zmieściły!), więc dajemy po 2. no uczciwość w lokalach gastronomicznych, zwłaszcza tych początkujących jest jakby nie patrzeć nieczęstym zjawiskiem. tak więc za te 2 ziemniaczki w sumie ważące z pół kilo z wszystkimi możliwymi dodatkami zapłaciłam 10 zł. no minus 10% zniżki, bo m jest wiecznym studentem… (ma to widać w końcu jakieś korzyści).
a, i proszę nie przychodzić tłumami, nie po 17 i nie w weekendy, bo nie lubię stać w kolejkach! :)