przed zamówionym posiłkiemnastole pojawia się czekadełko w postaci domowych nachos. sosy, które widzicienazdjęciu, są już częścią naszego zamówienia, a więc czekadełko ogranicza się do samych chipsów. trochę to mało, ale kukurydziany smak dobrze się zapowiada. same sosy zasługują za tonapochwałę - mają w sobie bardzo dużo smaku i zachowują wskazaną dawkę ostrości.
na przystawkę zamawiamy uroczo brzmiące picaditas czyli placuszki z masy kukurydzianej w 3 wersjach. farsze są ciekawe – ten z chipotle zdecydowanie paprykowy i ostry, ten z guacamole kremowy i łagodny. najbardziej smakuje mi wersja z chorizo, które daje zdecydowany wędzony posmak. nie bardzo przypada nam za to do gustu sam placuszek, którego konsystencja jest czymś pomiędzy rozmiękłym kruchym ciastem a odgrzewanym brzegiem od pizzy.
quesadillas campechana z wołowiną „arrachera”, kiełbasą chorizo i wieprzowiną „carnitas” to prawdziwa mięsna uczta i sto procent smaku umami! tym razem schowany w tortilli pszennej farsz idealnie trzyma całe danie w ryzach.
mąż sięga po solidną męską ilość mięsiwa i danie plato vaquero zawierające w sobie kawałki sezonowanego bistecka wołowego, kiełbasę chorizo, fajitas z kurczakiem, frijoles charros czyli czarną fasolę z bekonem, kolbę kukurydzy, cebulę dymkę, dwie wybrane salsy i opisane wcześniej picaditas. bardzo pozytywnie zaskakuje zrobiony w punkt bisteck wołowy. mięso nie jest żylaste, ani zabite przyprawami. fasola z boczkiem zachwyci wszystkich fanów bekonu. kolba kukurydzy i picaditas stanowią miłą warzywną przeciwwagę do mięsnego charakteru tej degustacji. pyszne są kukurydziane domowe tortille.
myślę, że wielu z was, stołujących się dotychczas w warszawskich (i nie tylko) tex-mexach, może być tutejszymi smakami i przyprawami zaskoczona. a to pozwala mi wierzyć (zgodnie z rekomendacją przyjaciół), że kuchnia w dos tacos jest autentyczna i prawdziwie meksykańska.
szczegółowa recenzja:
naostrzujezyka.blogspot.com