na kolację wpadliśmy tam w pewien późnoletni piątkowy wieczór. dlatego, że niedaleko mieszkamy, a znajomi polecali. muszę powiedzieć, że naprawdę dawno żadna knajpa w mieście mnie tak nie rozczarowała. co prawda duży wpływ na to miał kelner, którego doproszenie się, aby podszedł do stolika graniczyło z cudem, chociaż zajęte były dwa stoliki! on jednak rozmawiał z obsługą wesela, które miało być następnego dnia. w "restauracji", w której jedno danie kosztuje 100 zł, takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. kelner nie domyślił się też, iż należy wymieniać co jakiś czas popielniczkę oraz świeczki, które się spaliły, a siedzieliśmy na dworze, więc było ciemno. jakby tu powiedzieć : zignorował nas kompletnie. niestety ponieważ miałam dobry humor (bo kolacja była urodzinowa), nie wezwałam managera, chociaż powinnam była to zrobić i teraz żałuję, lecz ani ja, ani mój partner nie jesteśmy osobami kłótliwymi.
a co do samego jedzenia, to zdecydowanie drogo i nieadekwatnie: szaszłyk z 5 (pewnie mrożonych) krewetek na liściach sałaty za 68 zł to zdecydowana przesada.
i podobnie, jak przedmówcy, po tak "udanej" kolacji urodzinowej pojechaliśmy na miasto szukać czegoś lepszego.
a do boathousa więcej się nie wybieram. nie warto.