winny przystanek zajmuje narożnik kamienicy przy pl. inwalidów już od dawna, ale jakoś do tej pory nie udało mi się tam zajrzeć, przeważnie lądowałem bowiem w minizagłębiu gastronomicznym po drugiej stronie mickiewicza, ze szczególnym wskazaniem na fawory. w końcu jednak udało się i wrażenia mam bardzo dobre.
choć z zewnątrz lokal wygląda na mikroskopijny, to poza salką z barem (i ścianą win), mieści też dwa kolejne pomieszczenia - korytarz z jednym stolikiem i "tylną" salę z trzema następnymi. nadal jest więc kameralnie, ale nie aż tak, jak myślałem, przechodząc lub przejeżdżając obok.
o ile pierwsza sala ma wystrój dość nowoczesny, łączący drewno, szkło i metal, to już dwie kolejne są znacznie bardziej przytulne i "domowe", w przedwojennym, żoliborskim stylu. jest nawet piec kaflowy! wróćmy jednak do sali "barowej", bo w niej znajduje się to, co najważniejsze - praktycznie cała ściana, od podłogi po sufit zapełniona butelkami, wyłącznie z hiszpańskim winem (popełniłem małe faux pas, nie wiedząc o "monokulturze" i pytając obsługę o kraj pochodzenia tego, co właśnie zamierzałem wypić). obsługa sympatyczna i gotowa doradzić, nawet jeśli ktoś nie jest wyspecjalizowanym enologiem-iberystą. zakąsić wino, owszem, można, np. oliwkami, pieczywem i hiszpańskimi przekąskami (z piekarni piwoński, którą propsuję niezmiennie) i innymi, już niewegańskimi i niewegetariańskimi opcjami, którymi z założenia nie byłem zainteresowany. można też napić się kawy, a do niej poczytać miejscową książkę lub popodziwiać zdobiące ściany obrazy. bardzo na plus muszę zapisać fakt, że choć winny przystanek specjalizuje się w bardzo konkretnym rodzaju trunków, to ceny są naprawdę przyzwoite. warto zajrzeć na wieczorną lampkę (albo karafkę) przy świeczce, ale pewnie i na kieliszek orzeźwiającego białego wina w letnie upały.