jakiś czas temu, kiedy otworzyli galeon bardzo się ucieszyłam, że jest kolejna knajpa na prawie dolnym mokotowie. w przeciwieństwie do górnego mokotowa, na dolnym jest o wiele mniej restauracji i 'jedzeniowni' różnego rodzaju. galeon osiadł na mieliźnie pomiędzy górnym a dolnym co jak dla mnie jest bardzo dobrą lokalizacją.
z zewnątrz galeon raczej odstrasza - ponure gmaszysko z czymś na kształt statku przyczepionym na czole. natomiast po wejściu do środka wkraczamy w inny świat. muszę przyznać, że naprawdę się postarali. restauracja jest wielka jak galeon, wszędzie zwisają szable, haki, papugi i inne pirackie atrybuty. niestety ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu kelnerzy są ubrani w czerwono-czarne eleganckie wdzianka, z czarnymi krawatami. pomysł faktycznie fajny, ale przydałby się przynajmniej jeden porządny pirat z papugą na ramieniu. :d
obsługa działa szybko i sprawnie - trafiłam akurat na gigantyczną firmową kolacyjkę w tle, więc biorąc pod uwagę obłożenie lokalu, jedzenie dostałam szybko, a kelner przyszedł nawet zanim zdążyłam się zdecydować. ba - nawet specjalnie dostawili stolik, bo okazało się, że nie ma wolnych miejsc.
jedzenie jest naprawdę smaczne, może nie jakieś specjalnie wykwintne, ale za to za bardzo przystępną cenę. jest to miłe zaskoczenie, bo zwykle lokale inwestujące dużo w wystrój lubią sobie potem odbijać na rachunkach klientów.
lokal specjalizuje się w rybach, ale jest sporo innych dań - od schabowego po tagliatelle. na szczęście menu nie jest zbyt duże, więc można zakładać, że kucharz potrafi sobie poradzić z większością z potraw.
łosoś, którego zamówiłam może był nieco słabszy niż w bostonie kawałek dalej, ale jednak smaczny i nie mam do niego większych zastrzeżeń - nooo może jeśli jest kucharz na sali i czyta, to fajnie jakby ów łosoś był nieco bardziej soczysty. :)
ogólnie - naprawdę warto przynajmniej raz zajrzeć, a ja osobiście na pewno zajrzę i drugi, i może nawet trzeci. :)