g20 tapas & cocktail bar


İçinde "się" olan yorumlar
2
2.3
karol
5
7 yıl önce
lublin
mieszkałem w hotelu g20 kilka razy, zawsze stołowałemsiępo za nim, w mniej lub bardziej znanych konkurencyjnych restauracjach. gdy postanowiłem skorzystać z usług g20 byłem bardzo miło zaskoczony! tatar na przystawkę, bardzo dobry! kaczka wyśmienita, podana z ciekawym sosem, niesamowicie rozbudza kubki smakowe :) desery też smaczne i ciekawe. potrawy są spore, bardzo smaczne i na prawdę tanie! polecam z czystym sumieniem :)
0
karynka
1
8 yıl önce
lublin
miejsce to jest chyba największym rozczarowaniem, jakiego doznałam w mojej przygodzie z recenzowaniem.

g 20 na początku było miejscem, gdzie można było kulinarnie przenieśćsiędo hiszpanii. podawano tam cudowne tapas. mogłam spróbować genialniej tortilli, bezkonkurencyjnych kalmarów oraz pysznych frytek z polenty,ach i podawali małe dzieła sztuki w postaci drinków. ogromnym minusem miejsca była słaba, niezorganizowana obsługa, nieznająca karty. wnętrze bardzo surowe, schludne, w mojej ocenie odległe od klimatu hiszpanii.

g 20 w następnej odsłonie to restauracja na pierwszym piętrze, podczas pierwszej wizyty zachwyciłamsięsezonową, kreatywną kartą złożoną ze wspaniałych produktów, łączącą w sobie wiele technik oraz prezentującą zainteresowania kucharza. obsługa na pierwszym piętrze była diametralnie inna niż na parterze. pan kelner nie był tylko podawaczem, jak jego koleżanki z dołu, ale prawdziwym kelnerem, znał kartę, służył pomocą w wyborze, był swoistym przewodnikiem dla gościa po smakach i pozycjach z karty. zamówiliśmy z m. aromatyczne pieczone w soli korzenne warzywa, marynowanego śledzia, sandacza ze skrzydełkami z kurczaka, pierś z kaczki oraz cudowne desery, które łączyły w sobie smaki buraka, czekolady, koziego sera, słodkiego cannelloni. ach i kuchnia przywitała nas plastrem pieczonego rostbefu. delicje! wszystko było świetnie przygotowane, doprawione, prezentacja na najwyższym poziomie, jaki znamy z książek kucharskich najlepszych światowych szefów kuchni czy tak uwielbianego przez polaków kulinarnego show dla szefów kuchni. a smak? nie często można zjeść coś tak pysznego, przemyślanego, pozwalającego odkrywać kęs po kęsie kolejne smaki. po tej wizycie uznałam, że na mapie lublina pojawiłasięgwiazda o poziomie, którego nie dosięgną pozostałe lubelskie jadłodajnio- puby zwane restauracjami. pojawiłosięw miejsce w pełni profesjonalne, z wizją, smakiem i świadomością produktów.

po mojej listopadowej wizycie przyszedł czas na lutową. miało pojawićsięnowe menu, byłam ogromnie ciekawa, co tym razem przygotowała dla nas kuchnia. jaksięokazało nowe menu, wcale nie było nowe, było miksem menu z parteru z restauracyjną kartą z pierwszego piętra z usuniętymi pewnymi pozycjami, które wydawałysięinteresujące, m.in. terrina, a także z dodatkiem orientalnych smaków. po prostu cały świat. ku mojemu kolejnemu zdziwieniu część stolików była zastawiona i przygotowana na wizytę gości, pozostałe stały puste i swoim smutkiem nie zapraszały by przy nich usiąść. te pierwsze okazałysięstolikami z rezerwacją, pozostałe czekały na niespodziewanych gości. a może po prostu ktoś chciałsięwpisać w tak modną ostatnio w kraju tendencją do sortowania i oznaczania. zniknęli również wspaniali kelnerzy, okazało się, że zakończyli współpracę. kolejnym zaskoczeniem było „czekadełko”. na stoliku pojawiłosiępieczywko i twarożek. przestraszyłamsiętym spadkiem formy w dzień poprzedzający walentynki. zamówiliśmy te same przystawki, co podczas ostatniej. pojawiłysiębardzo szybko, odgrzewane warzywa, kompletnie bez smaku i stary, wielki, słony śledź najgorszej jakości. totalna porażka, dania nie wyglądały, ani tym bardziej nie smakowały jak te z pierwszej wizyty. postanowiliśmy podziękować za zamówione dania główne i jak najszybciej uciec z tego kulinarnego przybytku. gwiazda bardzo szybko zgasła. szef kuchni, gdy podszedł do naszego stolika był niezmiernie zmęczony i nie bronił talerzy. może po prostu nas zignorował, a może przyznał nam milczącą rację. pani kelnerka stwierdziła, że karta jest nowa i nie rozumie naszych zarzutów. i nie usłyszeliśmy żadnego słowa przepraszam. mimo reklamacji dań musieliśmy uregulować rachunek. bardzo to przykre, że miejsce z ogromnym potencjałem kończy w tak straszny sposób i ma dziwną strategię wobec klientów. cóż…

zdecydowanie nie polecam, chyba że lubicie wizyty w kulinarnym piekiełku.
0
ania
1
8 yıl önce
lublin
dzień kobiet, wyszliśmy z chłopakiem na miłą kolację. usiedliśmy na górze w restauracji. baaardzo długo czekaliśmy na zamówione jedzenie. w końcu pierwsza pojawiłasięzupa dnia- podobno krewetkowa- ani jednej krewetki jednak nie znaleźliśmy. w zupie pływały za to krążki kalmara w namokniętej, lekko oskrobanej i śmierdzącej smażonym tłuszczem panierce, okropne, jak tylko to zobaczyłam nie byłam w stanie zjeść ani jednej łyżki więcej. 
na drugie zamówiłam sałatkę z ośmiornicą- niezjadliwa, miałam wrażenie, że nieświeża. awokado twarde i mało, grillowanych kawałków cytryny nie było wcale (karta mówiła co innego) o ośmiornicy nie wiem co powiedzieć, nie dałosiętego jeść. chłopak zamówił policzki wołowe i to jest jedyny zjadliwy punkt wieczoru.
nie spodziewaliśmysięczegoś takiego, za 95 zł wróciłam do domu głodna i zła. nigdy jeszcze żadne danie w restauracji nie zmusiło mnie do wystawienia jakiejkolwiek negatywnej opinii gdziekolwiek, ale tak źle jeszcze nie było. być może była to chwila słabości kucharza i zazwyczaj w tej restauracji można zjeść lepiej, niestety my boimysiędać temu miejscu drugą szansę...
0
jajnick
2
8 yıl önce
lublin
może zacznę od tego, że g20 ma dość dobrą prasę i w ogóle jest trendy. po internecie chwalą przystawki mięsne, a w szczególności maczugi z kurczaka.
maczug nie zamówiłem, ale skosztowałem (podkradając innym) całkiem sporą ilość specjałów z karty g20: frytki z polenty, kalmary z majonezem cytrusowym, chorizos, gazpacho, a nawet całą deskę morską - z wszystkimi jej elementami. do tego wino, sangria i lemoniada.
w zachwyt nie wprawiła mnie żadna z tych potraw. ani żaden z napojów. najgorzej wspominam, wychwalane przez wielu, krążki z kalmarów  w chrupiącej panierce, które pojawiłysięna stole kilkakrotnie w różnych zestawach. za każdym razem coraz bardziej spieczone, a na koniec nawet trochę zwęglone. problem głównie w tym, że kalmary smażone były w oleju o zbyt wysokiej temperaturze - co można było stwierdzić w zapachu. być może dla młodych organizmów to nie problem. starszym panom odradzam eksperymentowania z jedzeniem tego dania.
dziwne to wszystko, zważywszy, że szef kuchni z g20 (rodowity hiszpan)  pracował u ismaela hernandeza suareza w restauracji carmen i wie jak robić smaczne gazpacho, owoce morza czy sangrię...
0
oturum aç
hesap oluştur