g20 tapas & cocktail bar


domson
4
7 yıl önce
lublin
wizytę w tej przyhotelowej restauracji uznaję za udaną. wystrój przyjemny chociaż dość surowy. restauracja dzieli patio z pubem "szewc" i o ile sam pomysł połączenia nie jest zły o tyle kwestia obsługi, która podchodzi do stolika to absolutna loteria. sprawdziłem to osobiście i potwierdzili to. przechodząc do kwestii kulinarnych. kaczka przepyszna, nie przetrzymana, skórka nie jest chrupiąca ale nie jest to minusem jeśli o mnie chodzi. nie mam pewności ale do gulaszu chyba dodawane jest curry. jeśli chodzi o desery tarta bardzo udana, lody mascarpone pyszne, bogaty smak i nieudawane. cannelloni z czekolady to interesująca pozycja. z pewnością dodawany jest tymianek co daje ciekawe połączenie. obsługa bez zarzutów.
0
karol
5
7 yıl önce
lublin
mieszkałem w hotelu g20 kilka razy, zawsze stołowałem się po za nim, w mniej lub bardziej znanych konkurencyjnych restauracjach. gdy postanowiłem skorzystać z usług g20 byłem bardzo miło zaskoczony! tatar na przystawkę, bardzo dobry! kaczka wyśmienita, podana z ciekawym sosem, niesamowicie rozbudza kubki smakowe :) desery też smaczne i ciekawe. potrawy są spore, bardzo smaczne i na prawdę tanie! polecam z czystym sumieniem :)
0
karynka
1
8 yıl önce
lublin
miejsce to jest chyba największym rozczarowaniem, jakiego doznałam w mojej przygodzie z recenzowaniem.

g 20 na początku było miejscem, gdzie można było kulinarnie przenieść się do hiszpanii. podawano tam cudowne tapas. mogłam spróbować genialniej tortilli, bezkonkurencyjnych kalmarów oraz pysznych frytek z polenty,ach i podawali małe dzieła sztuki w postaci drinków. ogromnym minusem miejsca była słaba, niezorganizowana obsługa, nieznająca karty. wnętrze bardzo surowe, schludne, w mojej ocenie odległe od klimatu hiszpanii.

g 20 w następnej odsłonie to restauracja na pierwszym piętrze, podczas pierwszej wizyty zachwyciłam się sezonową, kreatywną kartą złożoną ze wspaniałych produktów, łączącą w sobie wiele technik oraz prezentującą zainteresowania kucharza. obsługa na pierwszym piętrze była diametralnie inna niż na parterze. pan kelner nie był tylko podawaczem, jak jego koleżanki z dołu, ale prawdziwym kelnerem, znał kartę, służył pomocą w wyborze, był swoistym przewodnikiem dla gościa po smakach i pozycjach z karty. zamówiliśmy z m. aromatyczne pieczone w soli korzenne warzywa, marynowanego śledzia, sandacza ze skrzydełkami z kurczaka, pierś z kaczki oraz cudowne desery, które łączyły w sobie smaki buraka, czekolady, koziego sera, słodkiego cannelloni. ach i kuchnia przywitała nas plastrem pieczonego rostbefu. delicje! wszystko było świetnie przygotowane, doprawione, prezentacja na najwyższym poziomie, jaki znamy z książek kucharskich najlepszych światowych szefów kuchni czy tak uwielbianego przez polaków kulinarnego show dla szefów kuchni. a smak? nie często można zjeść coś tak pysznego, przemyślanego, pozwalającego odkrywać kęs po kęsie kolejne smaki. po tej wizycie uznałam, że na mapie lublina pojawiła się gwiazda o poziomie, którego nie dosięgną pozostałe lubelskie jadłodajnio- puby zwane restauracjami. pojawiło się w miejsce w pełni profesjonalne, z wizją, smakiem i świadomością produktów.

po mojej listopadowej wizycie przyszedł czas na lutową. miało pojawić się nowe menu, byłam ogromnie ciekawa, co tym razem przygotowała dla nas kuchnia. jak się okazało nowe menu, wcale nie było nowe, było miksem menu z parteru z restauracyjną kartą z pierwszego piętra z usuniętymi pewnymi pozycjami, które wydawały się interesujące, m.in. terrina, a także z dodatkiem orientalnych smaków. po prostu cały świat. ku mojemu kolejnemu zdziwieniu część stolików była zastawiona i przygotowana na wizytę gości, pozostałe stały puste i swoim smutkiem nie zapraszały by przy nich usiąść. te pierwsze okazały się stolikami z rezerwacją, pozostałe czekały na niespodziewanych gości. a może po prostu ktoś chciał się wpisać w tak modną ostatnio w kraju tendencją do sortowania i oznaczania. zniknęli również wspaniali kelnerzy, okazało się, że zakończyli współpracę. kolejnym zaskoczeniem było „czekadełko”. na stoliku pojawiło się pieczywko i twarożek. przestraszyłam się tym spadkiem formy w dzień poprzedzający walentynki. zamówiliśmy te same przystawki, co podczas ostatniej. pojawiły się bardzo szybko, odgrzewane warzywa, kompletnie bez smaku i stary, wielki, słony śledź najgorszej jakości. totalna porażka, dania nie wyglądały, ani tym bardziej nie smakowały jak te z pierwszej wizyty. postanowiliśmy podziękować za zamówione dania główne i jak najszybciej uciec z tego kulinarnego przybytku. gwiazda bardzo szybko zgasła. szef kuchni, gdy podszedł do naszego stolika był niezmiernie zmęczony i nie bronił talerzy. może po prostu nas zignorował, a może przyznał nam milczącą rację. pani kelnerka stwierdziła, że karta jest nowa i nie rozumie naszych zarzutów. i nie usłyszeliśmy żadnego słowa przepraszam. mimo reklamacji dań musieliśmy uregulować rachunek. bardzo to przykre, że miejsce z ogromnym potencjałem kończy w tak straszny sposób i ma dziwną strategię wobec klientów. cóż…

zdecydowanie nie polecam, chyba że lubicie wizyty w kulinarnym piekiełku.
0
ania
1
8 yıl önce
lublin
dzień kobiet, wyszliśmy z chłopakiem na miłą kolację. usiedliśmy na górze w restauracji. baaardzo długo czekaliśmy na zamówione jedzenie. w końcu pierwsza pojawiła się zupa dnia- podobno krewetkowa- ani jednej krewetki jednak nie znaleźliśmy. w zupie pływały za to krążki kalmara w namokniętej, lekko oskrobanej i śmierdzącej smażonym tłuszczem panierce, okropne, jak tylko to zobaczyłam nie byłam w stanie zjeść ani jednej łyżki więcej. 
na drugie zamówiłam sałatkę z ośmiornicą- niezjadliwa, miałam wrażenie, że nieświeża. awokado twarde i mało, grillowanych kawałków cytryny nie było wcale (karta mówiła co innego) o ośmiornicy nie wiem co powiedzieć, nie dało się tego jeść. chłopak zamówił policzki wołowe i to jest jedyny zjadliwy punkt wieczoru.
nie spodziewaliśmy się czegoś takiego, za 95 zł wróciłam do domu głodna i zła. nigdy jeszcze żadne danie w restauracji nie zmusiło mnie do wystawienia jakiejkolwiek negatywnej opinii gdziekolwiek, ale tak źle jeszcze nie było. być może była to chwila słabości kucharza i zazwyczaj w tej restauracji można zjeść lepiej, niestety my boimy się dać temu miejscu drugą szansę...
0
_grubson_
4
8 yıl önce
lublin
g20 - miejsce z polecenia, więc pewnym krokiem weszliśmy do środka.

miłe przywitanie, napoje na start (dobry wybór piw butelkowych, drinki bezalko - przeciętne, lemoniada - średnia, reszta ok) i zaczynamy zamawiać.
zamówiliśmy deski jako formę przystawek, do zamówienia dołączyły mule, kurczak, paella, pasta, deser. plus za pomysłowy i efektowny sposób podania.
smakowo - wszystko poprawne. do oceny 5.0 zabrakło smakowego efektu wow.

podsumowując: dobre jedzenie w dobrej lokalizacji. polecam!
0
zofia
5
8 yıl önce
lublin
świetna, nowatorska kuchnia. alternatywa dla burgerów i pizzy, które żądzą w okolicznych lokalach. mają burgera, ale z kalmarów. jadłam. bardzo oryginalny. mają lunche po 20 złotych - zupa, danie główne i napój w cenie. jadłam już kilka razy i za każdym razem byłam bardzo zadowolona.
0
kinga
5
8 yıl önce
lublin
rewelacyjne miejsce na smaczny lunch.. za 20 zl mamy zupe, danie i wode/herbate/wino. do tej pory trzykrotnie tam bylam i kazdorazowo rewelacja. zupy swieze, z pomyslem (krem marchwiowo pomaranczowy z twarozkiem-bomba) a dani skromne ale idealnie doprawione. wysoki poziom estetyki podania.
piekny wystroj, otwarta kuchnia, wspanialy kontaktowy szef kuchni. jedyny minus za malo zaangazowana obsluge
0
jajnick
2
8 yıl önce
lublin
może zacznę od tego, że g20 ma dość dobrą prasę i w ogóle jest trendy. po internecie chwalą przystawki mięsne, a w szczególności maczugi z kurczaka.
maczug nie zamówiłem, ale skosztowałem (podkradając innym) całkiem sporą ilość specjałów z karty g20: frytki z polenty, kalmary z majonezem cytrusowym, chorizos, gazpacho, a nawet całą deskę morską - z wszystkimi jej elementami. do tego wino, sangria i lemoniada.
w zachwyt nie wprawiła mnie żadna z tych potraw. ani żaden z napojów. najgorzej wspominam, wychwalane przez wielu, krążki z kalmarów  w chrupiącej panierce, które pojawiły się na stole kilkakrotnie w różnych zestawach. za każdym razem coraz bardziej spieczone, a na koniec nawet trochę zwęglone. problem głównie w tym, że kalmary smażone były w oleju o zbyt wysokiej temperaturze - co można było stwierdzić w zapachu. być może dla młodych organizmów to nie problem. starszym panom odradzam eksperymentowania z jedzeniem tego dania.
dziwne to wszystko, zważywszy, że szef kuchni z g20 (rodowity hiszpan)  pracował u ismaela hernandeza suareza w restauracji carmen i wie jak robić smaczne gazpacho, owoce morza czy sangrię...
0
oturum aç
hesap oluştur