flaki i schabowe już tu przerabialiśmy. jedno i drugie danie było bez zarzutu.
tym razem postanowiliśmy w gocławskim spróbować golonkę. a ponieważ pani właścicielka powiedziała, że golonki są nieduże, wzięliśmy na początek dwie małe porcje flaków. flaki,jakzawsze, okazały się doskonałe. można się wprawdzie spierać, czy lepsze są flaki tutejsze, czy z brzeskiej (pyzy flaki gorące), ale nie zamierzam rozstrzygać tej kwestii: raz chodzę tu, innymi razem tam. (odwołuję "tam"! kiedy bowiem znowu poszliśmy na brzeską w listopadzie 2018 roku, flaki okazały się niesmaczne, a to, co zwykle określa się mianem bułki, było nieestetycznym i trudno jadalnym gnieciuchem.)
po flakach pojawiły się dwie nieduże pieczone golonki, przednie, bez kości, z chrzanem i musztardą. i tu rozczarowanie: po pierwsze, okazały się raczej twardawe, co czuć było zarówno pod nożem,jaki pod zębami. po drugie - były bez smaku. zjedliśmy je z obowiązku, ale po konsumpcji doszedłem do przekonania, że w barze gocławskim należy się ograniczać i brać albo flaki, albo schabowe. niezłe są też pierogi. golonki należy unikać. na doskonałą golonkę, peklowaną w dobrej zalewie, oraz wspaniałe zimne czeskie piwo z dystrybutora (czyszczonego co dwa, trzy tygodnie) suniemy na marymont do baru pod kopytem.