bardziej dopieszczony nie byłem już dawno. skuszony pochlebnymi opiniami, udałem się do amareny podczas krótkiego pobytu w poznaniu. nie miałem dużo czasu i chciałem zjeść miło, smacznie i w dobrej atmosferze. nie zawiodłem się. już od progu powitał nas (jak się potem okazało) właściciel, wskazujący nam wieszaki i podający menu, w sposób uprzejmy, ale dyskretny i nienarzucający się. potem było już tylko lepiej. na wybór mieliśmy dużo czasu, nie byliśmy popędzani, ale obsługujący nas szef lokalu w każdej chwili służył nam radą. kompetentnie, pomocnie i spokojnie, w nieco staroświecki ibardzoujmujący sposób. jego zachowanie było nienaganne od początku do końca. jedzenie zostało podane szybko, chociaż duża jego część była robiona na miejscu (tu plus za dobrą organizację pracy). na koniec też czekał na nas miły akcent: na rachunku nie doliczono dodatkowego przybrania (ratatouille), które kuchnia zmieniła na moją prośbę już po podaniu posiłku (było to wynikiem mojego błędu - to ja złożyłem złe zamówienie, ale restauracja zmieniła je - jak się okazało - na własny koszt!)
co do jedzenia - sałatka pomidorowo-mozzarellowa klasyczna, ale z doskonałym (autorskim) sosem na bazie octu winnego. do tego genialne domowe panini. do picia zamarzyło nam się wino grzane - w karcie nie było, ale właściciel powiedział, że coś "od serca" przygotuje. mimo moich obaw, dostaliśmy jednego z najlepszych grzańców, jakie w polsce piłem. i to wszystko w cenie 12 zł za dzbanuszek. moje danie główne było dobre - polędwiczki wieprzowe z doskonałym sosem kurkowym i ziemniaczkami. mięso było ciut wysuszone, ale to jedyny - niewielki zarzut. moja żona miała makaron z sosem borowikowym i kurczakiem i też byłabardzobardzo zadowolona (próbowałem i muszę się zgodzić - świetne grzyby, soczyste mięso i makaron ugotowany perfekcyjnie al dente). na deser nie mieliśmy już miejsca, ale do amareny będziemy zawsze wracać. doskonałe jedzenie, świetna obsługa i ciepłe, rodzinne podejście do gości sprawiły, że czuliśmy się tam lepiej niż w domu. a pewnie nie byliśmy w tym odosobnieni, bo przynajmniej część biesiadników należała do stałych bywalców (dało się zauważyć, niedyskretnie podsłuchując poufałe rozmowy, które prowadził z nimi właściciel, znający świetnie ich preferencje). kiedy tylko znów przywieje mnie do poznania, wiem, dokąd pójdę :) pozdrowienia!