oceniamy wypad w ramach restaurant weeku: było warto tu wpaść! smaczne, niby tradycyjne dania jak śledź a zaproponowane w odświeżonej formie. z tego co się zorientowaliśmy ceny z regularnej karty są raczej ze średnio-wyższej półki, ale w ofercie restauracja ma tez zestawy lunchowe i napoje w przyzwoitej cenie. polecamy!
___
korzystając z oferty trzydaniowego menu za 39zł w ramach restaurant week’u wybraliśmy się do restauracji, która jako jedna z nielicznych w swej ofercie zamieściła dwa zupełnie odmienne zestawy: mięsny i rybny, zwieńczone dwoma propozycjami deseru. łasuch takiej okazji nie przepuści :)
w jasnym, nowoczesnym wnętrzu warto nad wartą spędziliśmy sobotnie popołudnie. sącząc domową lemoniadę i odświeżające martini zaostrzaliśmy sobie apetyt na nadchodzące smakołyki.
przystawki:
• niby tradycyjny, a jednak smaczniejszy niż gdzie indziej śledź polski na carpaccio z jabłek w towarzystwie kwaśnej śmietany i sosu holenderskiego, z kroplą oleju lnianego. delikatny, wcale nie za słony: gdyby śledzia w takiej wersji serwowano wszędzie, nie służyłby tylko jako zabijacz smaku trunków wysokoprocentowych.
• rostbef podany z sorbetem z antonówki na kalafiorowym puree z wanilią posypany puderem orzechowym – smakował nawet lepiej niż wskazywałaby nazwa. pierwszy raz próbowaliśmy mięso z lodami – za to kilka dni wcześniej spróbowaliśmy łososia z lodami kokosowymi i nieśmiało możemy stwierdzić, że przepadamy za takimi nowinkami!
dania główne:
• pstrąg, zielony groszek, pęczak, buraki, masło, białe wino – pyszna ryba (choć na zdjęciach na jednym z blogów widzieliśmy lepszą jej prezentację – z wywiniętym ogonem!), na przepysznym „kaszotto”. maślano-winne smaczki to to co lubimy.
• policzki wołowe z kurkami, bobem w winnym sosie – idealnie rozpływające się w ustach mięso, w smaku kojarzące się z wołowiną po burgundzku. smacznie, ale tę rozgrywkę wygrał pstrąg.
coś słodkiego:
mus z białej czekolady z nutą cynamonu - zjedzone przez maćka bez krytycznych uwag (ja niestety cynamon toleruję tylko w śladowych ilościach i już prawie przekonałam swoją babcię, iż nie jest niezbędnym składnikiem szarlotki). ciekawszą opcją okazał się lekko alkoholowy sorbet truskawkowy zatopiony w musującym winie z dodatkiem owoców. zaskakujące, orzeźwiające, idealna słodycz na lato!
ponarzekać możemy jedynie na czas oczekiwania na deser (ok 20-25min) oraz zakurzone krzesła i stolik na zewnątrz – jednak uśmiechnięta obsługa i przyjemne wnętrze to wystarczające zadośćuczynienie. ceny w regularnej karcie nie należą do najniższych – ale za wysoką jakość dań możemy zapłacić. na plus trzeba zaznaczyć, że restauracja serwuje tanie napoje domowe typu lemoniada (5zł) czy wino (ok. 7zł/kieliszek) – nie lubimy, gdy knajpki podbijają sobie marżę np. zwykłą wodą licząc sobie za nią 10zl za 0,5l. co jest naprawdę tanie, takie powinno pozostać :)
wrócimy tu na lunch!