w kilku słowach: mały, uroczy lokalik schowany w jednym z wjazdów poetyckiej ulicy mickiewicza. jedynie kilka stołów, pięć pozycji w menu (codzienne inne pomysły za co plus), otwarta kuchnia - niewyszukane, ale z powabem i klimatem. warto zajrzeć, gdy mamy ochotę na coś niezobowiązującego i z sercem.
jedzenie: 3,5/5
z pięciu pozycji skusiłam się na danie jarskie - cieciorkę po tajsku, czyli cukinia, kalafior, seler naciowy, imbir, mleko kokosowe, skórka z limonki, chili podane z ryżem jaśminowym. warzywa al dente doskonale wskoczyły na podniebienie, a ryż był idealnie zrobiony, ale w samym sosie jak na mój gust mleko kokosowe i chili gdzieś zginęły. zatem ogólnie: smacznie ale bez spodziewanego szału.
moja znajoma z kolei wzięła kurczaka w kanadzie (kurczak, pieczarki, cukinia, marchew, cebula,
sos śmietanowo-pieprzowy, ryż jaśminowy) - i jej, osobie lubiącej łagodne dania, bardzo smakowała całość.
ocena 3,5 bo ja akurat nie trafiłam (choć myślę, że dam im drugą szansę i jeszcze tam wrócę ;) ) + trzeba przyznać, że sposób podania mógłby być ciekawszy (po domowemu wszystko na sobie, talerze białe z kredensu, a sztućce z mało fajnego metalu).
ceny: 5/5
cieciorka w pomidorach po tajsku 20zł , kurczak w kanadzie 22 zł, lemoniada 5 zł
obsługa: 5/5
taka jak lubię - uśmiechnięta, uprzejma, bezpośrednia ale nienachalna. od razu czuć, że to ludzie tam pracujący tworzą klimat miejsca. bardzo szybko i sprawnie podano nam zamówienie.
wystrój: 4/5
miejscówka jest stosunkowo mała, ale na szczęście odległości między stołami są niekrępujące i pozwalają rozmawiać bez czyjegoś słowotoku na plecach. ciepłe kolory i trochę argentyńskich inspiracji na ścianach sprawiają, że przyjemnie się siedzi, je i spędza tam czas. tak jak wspomniałam w skrócie: niewyszukanie, ale niezobowiązująco i z sercem.