pierwsza wizyta na kazimierzu mojego narzeczonego, więc pieczołowicie guglaliśmy gdzie warto wpaść, żeby zasmakować kuchni żydowskiej. nie będę oryginalna mówiąc, że zachęcił nas klimat restauracji. uwielbiam wnętrza, gdzie panuje lekki półmrok, urządzone są z duszą, mają temat przewodni. tutaj przekraczasz próg i rzeczywiście jesteś w krainie "dawno temu...". mnóstwo starych sprzętów, świeczki, żydowska muzyka na żywo - tego absolutnie warto doświadczyć.
postanowiliśmy wypróbować dania, których z reguły nie zamawiamy, żeby zasmakować czegoś zupełnie innego. na początek poprosiliśmy o pasztet z kaczki z żurawiną (2 kawałki pasztetu, 2 kosteczki masła, 3 kromki ciemnego pieczywa i sos żurawinowy) - 16 zl. nie przepadam za kaczką, ale o dziwo pasztet był smaczny, zjadłam bez mraknięcia. na drugie dania wjechał czulent (28zł) i wątróbka z borowikami (35 zł). i znowu, wołowina i fasola nie należą do moich ulubionych produktów, ale czulent był bardzo poprawny, gęsty, sycący. brakowało mi jednak jakiegoś wyrazistego smaku, np. ostrzejszej papryki czy cebulki, ale nie narzekałam za specjalnie. wątróbka była "ok, miękkie kawałki mięsa, ale nie wyróżniała się niczym specjalnym, nie była zbyt armoatyczna, a i porcja mogłaby być trochę większa". do obiadu zamówiliśmy karafkę czerwonego domowego wina (35 zł) i to było super, wytrawne, cierpkie, idealne do posiłków.
obsługa bardzo serdeczna i miła, ale zauważyłam, że nie dostaliśmy czekadełka, kiedy inne stoliki owszem :( albo nie wszyscy dostają (i nie wiem od czego to zależy), albo o nas zapomniano, nie mniej jednak wizytę uznaję za bardzo udaną, najlepszą ze wszystkich restauracji podczas naszego pobytu w krakowie. wspaniały klimat, smaczne jedzenie, ceny do przełknięcia, dobra lokalizacja. zdecydowanie polecam.