z umiarkowanym zachwytem. krótka wizyta w gdańsku nie mogła nie zakończyć się obiadem, a więc skuszona opiniami niniejszego portalu, zaciągnęłam rodzinkę do pueblo. jeszcze nie zdążyliśmy się dobrze rozgościć, a już zjawił się kelner z kartami, nachos i sosem na zachętę, za co duży plus dla lokalu. uwagę moją przykuło w karcie danie specjalnie dla dzieci, za co drugi plus, bo w knajpach tematycznych nie zawsze wiadomo, co nadaje się dla najmłodszych. zamówiłam zupę kukurydziano-selerową z kurczakiem i grzankami (crema de elote y pollo) i po prostu oszalałam na jej punkcie. łagodny, kremowy smak - jak najbardziej nadaje się też dla dzieci (mojej córce smakowała). pycha.
mąż jako zwolennik wypalaczy podniebienia zamówił ostrą zupę (sopa de albondigas) i bardzo sobie chwalił. na drugie wzięłam mix grillowy i tutaj trochę mieszane uczucia. o ile stek był przygotowany idealnie, o tyle żeberko i udko były po prostu spalone. na szczęście, filet z kurczaka też był ok i dzieci zjadły. do tego całkiem niezłe frytki, fantazyjny ziemniak w serze, no i sałatka z kukurydzą, fasolką, pomidorem. danie bardzo duże, takie, powiedzmy, rodzinne. mąż jadł chimichanga i trochę marudził, bo miało być bardziej ostre. do tego też była sałatka. porcje są naprawdę duże i wszystko jest ładnie podane.
wystrój jak najbardziej meksykański. kolorowo, jaskrawo, ławy przykryte barwnymi narzutkami, do tego poduszeczki. nawet talerze i serwetki miały jakieś meksykańskie akcenty. oprócz tego prawdziwe kaktusiki, fantastyczne krzesła i meksykańska muza. widać, że restauracja prowadzona z głową i na temat. do obsługi również nie mogę się przyczepić. jeśli chodzi o ceny, to mogłoby być trochę taniej, no ale z drugiej strony to przecież gdańsk...
reasumując: nie wszystko było doskonałe, ale i tak uważam, że warto tam zajrzeć i brakuje mi takiego miejsca w moich stronach.